Teraz, k…a, blogerzy?

2018-05-26 14:03

 

Świetna notka blogera „janmak” zatytułowana „Blogerzy do władz” ma jeden tylko feler: takie jak ja pismaki mają pełne portfele dobrych rad, ale nie zawsze są zdolne (zdolni) optymalnie przełożyć te rady na konkretne działania.

„Tymczasem rządzenie – pisze jan mak – jest procesem znacznie trudniejszym, znacznie bardziej przypominającym walkę z szalejącym cały czas sztormem, niż to są w stanie wyobrazić sobie medialni krytycy władzy. W polityce generalnie  "nie ma mądrych" i nawet najwięksi Napoleonowie w historii kończyli popełniając kardynalne błędy (z punktu widzenia krytycznych obserwatorów)”.

Dopowiem: nawet sama krytyka poczynań rządzących jest procesem znacznie trudniejszym, znacznie bardziej przypominającym walkę z szalejącym cały czas sztormem. Najsmutniej kończą inteligenci, którzy w roli krytyków i dysydentów nad wyraz celnie (piszę bez kpiny) wskazywali na słabizny rządzących, a kiedy tych krytykowanych zastąpili „nasi” – zęby im tępieją, a oni sami staj zajęczego „słupka”, kiedy „nasi” okazują się godni takiej samej dysydencji jak ich poprzednicy.

Wielu sądzi – najczęściej niesłusznie – że jestem „oznakowany” wedle jakiegoś koloru polityczno-ideowego, mylnie kojarząc głoszone przeze mnie idee z jakąś ideologią, mylnie uznając „moje” postulaty polityczne za przejaw „przynależności drużynowej”. Nie biorę na siebie choroby czytelniczo-komentatorskiej, które polega na tym, że „komuś się kojarzy” i reaguje na skojarzenia, a nie na to, co napisane.

Bloger „jan mak” wskazuje „konkretny przykład osobowy” człowieka o wielkich zasługach w krytyce „minionego”, który w tym co „nadeszło” popełnia karygodne „różne takie”.

Ja zaś na moim blogu pokazuję w różnych tekstach od lat taki oto przykład: byłem „podpięty” pod redakcję, złożoną z ludzi godnych szacunku, kierowanych przez autorytet o długiej karcie „konstruktywnej opozycji”. Z tego środowiska wypączkował np. KOD. Ten sam KOD, który dziś – nie po imieniu - opisuje bloger jako nieustępliwego krytyka i „żądacza odejścia” formacji dziś rządzącej. Wbrew wszystkiemu, NIE BO NIE. Odszedłem z tej redakcji (od współpracy) z własnej woli.

Bo stało się – wolę ten przykład od podanego przez „jana maka” przykładu „szczura biurowego” – że spośród dysydentów wyrasta „nowa nomenklatura”, albo  đilasowska „nowa klasa beneficjentów” i ma trudności z uniknięciem błędów, które sama wytyka(ła) poprzednikom. Taki „zakon”. Tu się w pełni zgadzam z „janem makiem”. Wtedy okazuje się, że błąd mechanizmu nie leży w „szalejącym cały czas sztormie” – tylko w formule „teraz k…a my”. "Swoim" łatwiej wybaczamy. Sobie, w gruncie rzeczy...

I to by było na tyle, „zazezuję” sobie.