Toruń-Warszawa: trudna sprawa

2012-04-11 07:22

Wczoraj wieczorem, kiedy już Dzień Rocznicowy kończył się szczytowym wydarzeniem warszawskim, włączyłem telewizor zachęcony facebookowym zaproszeniem.

 

Pan redaktor zaprosił dwóch, dobrze się znających, specjalistów w dziedzinie nauk społecznych. Jeden ze studia w Warszawie, drugi ze studia w Toruniu – dyskutowali o koncepcie IV Rzeczpospolitej, z Katastrofą w tle. A może odwrotnie, o Katastrofie i o tematach dnia, dla których koncept uzdrowienia Państwa jest tylko tłem? Redaktor próbował przeszkadzać wtrącając jakieś dyżurne prowokacyjki, ale na szczęście w tej dziedzinie wiedzy jest wyzerowany, więc panowie nie zwracali na niego zbytniej uwagi, choć szanowali jego gospodarskie prawa.

 

Andrzej Zybertowicz – wywołany wstępnym pytaniem – stwierdził jasno: elity narodowe zostały zdradzone przez tych, co w Państwie i Państwem „mieszają”, a zdrada polega nie tylko na wieloletnich zaniedbaniach przy pielęgnowaniu, utrzymywaniu w dobrej kondycji tego co stanowi fundament Gospodarki i Życia Publicznego (ja to ujmuję w cztery słowa: służebna Administracja, sprawna Infrastruktura, uczynne Finanse, sumienna Polityka), ale też na cynicznym rugowaniu obywateli poza nawias państwowy (ja to nazywam wtórnym analfabetyzmem obywatelskim), deprywowaniu ich z rozmaitych prerogatyw ponoć oczywistych w demokratycznym państwie prawa, przeistaczaniu samorządnych obywateli w bezwolną apatyczną masę wyborczą. Ubolewał, że dla uruchomienia poważnej dysputy – nie ma innego sposobu niż niepoważny hałas.

 

Ireneusz Krzemiński – starając się rozumieć wyższość stabilności Państwa nad rozwichrzonymi, bieżącymi grami politycznymi – wskazywał na cyniczny interes partyjny, który każe opozycji (wiadomo, komu) posuwać się do absurdów, byle tylko podważyć legitymizację Państwa. Bronił się też przed oceną A. Zybertowicza, że sam – jak wielu – dał sobie wpisać rozmaite kalki pojęciowe, zupełnie oderwane od faktów (tak lądują debeściaki, itp.), że przedwcześnie zamyka tematy związane z Katastrofą, ale też z grą polityczną – które jeszcze wymagają refleksji, rozważenia, bez przesądzania zanim „szkiełko i oko” (choćby niektóre nawiedzone) ostatecznie nie przyjmą jakiegoś modelu, jakiejś „narracji”. Nazwał interlokutora – chyba nie chciał obrazić – specjalistą od wskazywania ciemnych stron rządów i rządzenia.

 

Zybertowicz zatem mówił o długotrwałym, mało spektakularnym, ale za to suicydogennnym procesie rozkładu fundamentów społecznych, sterowanym (przynajmniej przyzwalanym) przez top-aparat państwowy, Krzemiński zaś o szkodliwości ruchawek i bieżączki politycznej, które pod pozorem Racji Stanu burzą ład polityczny tak przecież potrzebny tu i teraz.

 

Oczywiście, to jest moja własna refleksja, moje własne echo rozmowy Profesorów, każdy ma prawo po swojemu słuchać i rozumieć.

 

Przede wszystkim jednak zauważyłem, że była to jedna z rzadkich audycji publicystycznych, gdzie zamiast szalonej siekaniny miała miejsce Debata. Panowie Profesorowie nie szczędzili sobie przytyków i osobistych wycieczek, ale myślę, że zachowali klasę. To też – podkreślam – moje prywatne zdanie.