Tragedia pomyłek

2018-05-27 07:37

 

A dlatego tragedia, że nic w tym śmiesznego nie ma i choć niejedna zagrywka wygląda jak skecz rybałtowski – to robi się smutno. Smutno, ale nie uroczyście. Bo w normalnych kabaretach następuje zawsze taki moment, kiedy pośród wiców i przekomarzanek wyrasta pieśń piękna i ważna, pouczająca. Tu jednak ani wice i przekomarzanki nie są jakiejkolwiek próby – ani atmosfera nie jest szczera. Smutek, paskudny smutek…

Największą pomyłką jest formacja niegdyś mocarna, która pęka w szwach i zamienia się w zwykły łach. Popełnia stary, ograny błąd: u władzy była do spodu bezideowa, choć wszystkim się zdawało, że tam chodzi o demokrację, obywatelstwo, przedsiębiorczość, wolność i swobody, nieustającą innowacyjność.

Chodziło o coś dużo prostszego: polowanie na beneficja.

Mniej-więcej 10 lat temu pisałem taką notkę: tuskowici, którzy kosztem rozklekotanej koalicji PiS-Samoobrona-LPR  objęli kluczowe posterunki w polityce, gospodarce i w mediach, rozejrzawszy się (zawsze w polityce jest taki moment „rozglądania się”) – powinni byli ogłosić, że „tu jest jedna wielka dziura” i zarządzić nowe wybory. Wygraliby je w cuglach, przy czym trzeba byłoby odżegnać się od tego co AWS i SLD, zupełnie i ostatecznie.

Zamiast tego postanowiono: w tej ruinie możliwe są wyłącznie geszefty, tu nie ma co budować. Żaden generalny remont nie uda się w jedną kadencję – pomyślano – zatem rozwieszono zmyłkowe euro-tapety i geszeft ruszył.

Zostawmy: geszefty też trzeba umieć robić, a tymczasem „pogrobowcy” tuskowiccy ani idei żadnej sformułować nie umieją (klepią nadal euro-banały), ani zmontować solidnej maszyny ssącej-drenującej Kraj i Ludność. Porażka Tuska (tak odbieram jego rejteradę na posadę unijną) – zamknęła tę formację w schowku na rupiecie, z którego nawet „samoodnawialny” KOD nie umie się wydostać.

 

*             *             *

Nie mniejszą pomyłką jest PRL-bis.

Partia, która z uporem sięga po zgrane techniki swojacko-nomenklaturowe, w której genach płynie jeszcze krew pacyfikatorów spontanicznej powojennej samorządności załóg fabrycznych i zaorywaczy wszelkiego myślenia kolektywnego, spółdzielczego, wzajemniczego, samopomocowego, dobrosąsiedzkiego – próbuje teraz udawać, że całe „powojnie” nosiła na sztandarach idee PPS-wskie.

Nie nosiła, zwalczała, czasem bardziej dolegliwie niż „wyklętych”. A PPS daje się w to wrabiać jak niemowlę, mimo ewidentnie przykrych doświadczeń najnowszych, z okresu transformacyjnego.

Ma więc PRL-bis figowy listek, za darmochę, za wierszyk w trakcie „akademii ku czci” – i robi swoje, czego nauczyła się przez całe „powojnie”. Główna idea tej formacji – to dopiec „kaczorom”. W tym celu zadać się z wszystkimi, którzy od zawsze byli wrogami tego co PPS-owskie. I jednocześnie wypychać PPS przed szereg, że niby to on jest okrętem flagowym.

Najbardziej w tym wszystkim boli owo NIBY.

 

*             *             *

Kiedy na jednym z kongresów ludowych niespodziewanie Prezesem został Janusz – napisałem do niego (można sprawdzić, jak wszystko inne, na moim blogu): od dziś to na tobie spoczywa odpowiedzialność za etos ludowy, za tych kilkadziesiąt formuł samoorganizacji, samorządności, samo-edukacji, pomocy dobrosąsiedzkiej, dbałości o tradycję, o swojszczyznę jako przedproże obywatelstwa. Niemal na kolanach błagałem: symbolicznie opieprz Pawlaka za samowolne opuszczenie Rządu, sam nie pchaj się między ministry  tylko wstaw tam bardziej obytego Witka-Jerzego, syna wice-premierowego.

Proponowałem też mu ważną ideę: podaj rękę ludziom, którzy trzymają się przedwojennej tradycji ludowej, a którzy zostali podeptani w okresie Referendum (plus wybory „3 razy tak”), a potem zostali wyniesieni z gabinetów w osobie Romana Bartoszcze. Uczyń myślenie i działanie – jednością.

Nie posłuchał. Nie musiał przecież. Stara dobra znajomość rozlazła się jak zużyte portki. Jego ostatni mejl do mnie był w tym stylu: nawet nie wiesz, jak Tusk nas robi w konia, przerabia na paprykarz.

Nie musiał tego pisać, ja o tym blogowałem wciąż od nowa. Ostatecznie zostało mu z tego wszystkiego chyba tylko grzybiarstwo i inbizm kulinarny. Żal.

 

*             *             *

Formacja rządząca trzyma się na sparciałej nitce łączącej ją z Prezesem. A Prezes – ktoś to musi powiedzieć – zajmuje się już wyłącznie makijażem, z którym przejdzie do Historii. Wpuścił z powrotem do swojego salonu młodych niegdyś zakapiorów, którzy nie zapomną mu swoich własnych, zakapiorskich błędów. Niegdyś pogrążyli sklecony naprędce „rząd dziwnej koalicji”, teraz są ostrożniejsi, ale nic im się nie odmieniło.

Prezes nigdy stanowczo nie odciął się od inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu, który jest w tej formacji dziełem przerośniętych zakapiorów. A dziś Prezes już nawet nie stara się nad tym panować, wiadomo, makijaż…

Nie on pójdzie siedzieć za hunwejbinizm ostatnich dwóch (z okładem) lat. Źle celują „gęgacze”. Może – gdyby jakieś „znane nazwisko” publicystyczne w porę ujawniło oczywistość, że to akurat środowisko zakapiorów nadaje ton codziennej rządowej robocie, a Prezes coraz mniej ogarnia w szczegółach i skupia się na „wytyczaniu” celów zahoryzontalnych – wtedy energia opozycji skupiłaby się na debacie o tym, co „za horyzontem”, a „sprawiedliwość” stałaby się apolityczna, zachowując swoją „nadzwyczajną” kastowość.

Stanie się dokładnie odwrotnie. Następuje terror (chciałoby się powiedzieć: proletariacki, ale proletariat zastąpiony jest przez wynędzniałych parafian śmieciowych), który „kasta” interpretuje jako wojnę Rządu z Prawem – gdy tymczasem jest to wojna hunwejbinów z Narodem.

To jest esencja naszej Tragedii Pomyłek.

Odkryjemy to, kiedy schorowany polityk wielkiego formatu, choć nie cieszący się mirem u przeciwników – zostanie sprowadzony do roli żyjącej ikony, a za politykę codzienną wezmą się „żarliwie skłóceni” jego „towarzysze”.

 

*             *             *

Że niby nadchodzą wybory samorządowe…? Ha-ha-ha.