Trzecia pieśń

2014-05-14 18:22

 

Jest sposób myślenia. I są jego krytycy.

Sposób myślenia – mówię o swoim – idzie w kierunku końcowego podsumowania (final countdown) historycznej roli Europy, Ameryki i Rosji, które – każda na swój sposób – popadłszy w Komercjalizm wyczerpały „pasjonarne” rezerwy dynamizmu ekonomicznego i wygaszają powoli swoje martenowskie piece społeczne (instytucje organizujące życie publiczne) i kulturowe (narracje objaśniające rzeczywistość). U szczytów świata trzyma je już tylko Polityka: łże-opowieści o Demokracji, potęga militaryzmu, zasoby eksploatacyjne, duszny duch nawisu biurokratycznego.

Krytycy moi – mówię o apostołach „Białej Północy” – wskazują na to, że jakie tam bankructwo, skoro tą drogą poszła najstarsza z żyjących cywilizacji i już-już wdrapuje się na szczyty list światowych w rozmaitych wskaźnikach: produkt globalny, tempo wzrostu, suma inwestycji, import technologii, urbanizacja, rezerwy bankowe-walutowe, obrót handlowy.

No, to spróbujmy zastanowić się, jak wyglądałaby ta część świata (patrz: TUTAJ), gdyby nie Komercjalizm, nakazujący wszystko co wyobrażalne mierzyć kategoriami rentowności, zyskowności, balansu korzyści i strat materialnych-mierzalnych. Nie, nie pomogę, sam sobie Czytelniku pomyśl. Fakt, że Chiny aplikują z tego rezerwuaru rozwiązania mające zdynamizować odwieczne zasady (Chińską specjalnością jest „nie wytyczać celów, trzymać się zasad”), wcale nie świadczy o „wyższości nad niższością” i – w moim przekonaniu – Chiny swojej grypy komercjalnej nie będą dobrze wspominać.

 

*             *             *

W notce „Latynosi czy Słowianie” (TUTAJ) wskazałem na podobieństwo „kodu genetycznego” obu kultur. Wywołałem dyskusję gorącą, a to przecież dopiero był początek. Moja „mapa kultury politycznej” wcale nie ogranicza się do tych dwóch żywiołów. Aby skrócić, zauważę, że najpoważniejsze co różni Latynosów od Słowian – to wciąż rosnąca pasjonarność u tych pierwszych i cywilizacyjna kapitulacja Słowian. Dlatego w Latinum upatruję „połowy przyszłości” globu. Drugiej połowy upatruję w Indiach.

Od razu podwójne zastrzeżenie: w czasach, kiedy oś Indie-Latinum będzie definiowało dwubiegunowy świat globaliów, znane nam pojęcie Państwa będzie już dawno nieaktualne. Natomiast – tak sobie myślę – silniejszy akcent będzie się kładło na trzewia kulturowo-cywilizacyjne: Indie mimo długiej kolonialnej przygody z Imperium zachowały swoją specyfikę kulturową, opartą na duchowości, Hispanidad natomiast ukorzeniło się w szczerej, otwartej, pracowitej i zarazem niezłomnej kulturze wegetarnej, stawiającej na związki z Ziemią (od biedy możemy powiedzieć: ekologicznej).

Europa Środkowa jest i niemal zawsze była „pograniczem” między Rosją a Zachodem. W tym samym wymiarze, choć w innej rzeczywistości, Afryka (interior) będą „pograniczem” między Indiami a Latinum. W tym kontekście proponuję Słowiańszczyźnie szukanie dalekosiężnego i perspektywicznego sojusznika – w Hispanidad, właśnie ze względu na wspomniane podobieństwo „kodu”. Oczywiście, żywioły definiujące kulturowość na subkontynencie indyjskim są i będą przyjazne Ludzkości (tym też różnią się np. od Ameryki)

Pogranicze – to Boundary-Frontier-Borderland. Filozofowie ujmują pogranicze w takich kategoriach jak komparatywność, ambiwalencja, „pomiędzy”, odmienność, konfrontacja, przeciwnie skierowane energie, mieszanie wartości, poligon obcowania różnic, pomostowość, żyzna wartość dodana.


 

Mapa kultury politycznej mojego autorstwa, niezbywalnie wyposażona w pytajnik pośrodku, sięga po trzewia kultury, jakimi są języki, sposoby wyrażania idei, poglądów, racji, siebie samych, sposoby komunikowania się, formuły odkładania cywilizacyjnego dorobku.

Jako się rzekło, trzewiami Latinum jest Hispanidad, oparta na językach iberyjskich, skorygowana w tyglu Ameryki Południowej i Środkowej o „czynnik autochtoniczny”, czyli najstarszych mieszkańców tej części świata. To dlatego Hiszpania czy Portugalia nie mają „kodu PIN” do Hispanidad, choć są dlań „macierzyste”.

Trzewia Indii wywodzą się z języka hindi z jego licznymi dialektami-apabhranśa, ale też z przyprawami kannada, marathi, tamoul, gujarati, orija, bengali, pendjabi, assamais. W tych językach łatwo jest wyrazić duchowe przesłania od zawsze obecne w tej części świata i objawiające się „barokowo” rozbudowanymi konceptami Człowieka i Uniwersum.

Trzewiami Europy Środkowej jest Słowiańszczyzna, „doprawiona” do smaku przyprawami węgierskimi, mołdawsko-rumuńskimi, skandynawsko-estońskimi, łotewsko-litewskimi, a może i szwejkowską wersją austriackiej niemczyzny.

Trzewia afrykańskiego Interioru – to wena Ubuntu (istnieję poprzez to, że istnieję wraz z wami). Wenę tę na kilkaset sposobów komunikują Afrykanie w suahili, luba-shaba, umbundu, tonga, ndebele, setswana, kikongo, lingala, sango, hausa, bambara, kituba, ndonga – i wielu innych „pan-plemiennych lingua-franca”

Mógłbym mądrzyć się cytatami uczonych mężów i dam, ale wolę uciec się do zabiegu na emocjach. Oto trzy wybrane pieśni powstańcze Hispanidad: Venceremos, Hasta siempre, El Pueblo unido, ociekające rewolucyjnym seksem albo – nieoczekiwanie, boć to weselnicy – kojące dobrotliwym i tęsknym stylem mariachi (np. TUTAJ). W Polsce podobne emocje wywoływał Dżem, Perfekt, Kaczmarski-Gintrowki-Łapiński: Mury, Żeby Polska, Piosenka dla córki. Całkiem nierewolucyjną keczuańską piosenkę „El condor pasa” znamy wszyscy, nie domyślając się, że niesie też ona „przesłanie misyjne” (TUTAJ albo TUTAJ czy TUTAJ). I tak dalej, i temu podobnie. Krótko: Latynosom i Słowianom łatwo się jest dogadać.

Zaś ulubiona pieśń Gandhiego, Vaishnav Jan To Tene Kahiye (hymn ułożony w 15 wieku przez świętego-poetę Narsinh Mehta), kontrastuje w nastroju i przesłaniu: jest zamyślona, ma w sobie cichy, ale stanowczy upór połączony ze zdaniem się na Los-Opatrzność (Uniwersum). O tym, jak egzotyczne są dla nas zasady „ahinsa” czy „satya” – nie trzeba wspominać. Słowianin niechęć do stosowania przemocy – odgórnej czy oddolnej – uważa za rodzaj niedojrzałości, a na wenę „satya” odpowiada: jeśli coś jest zakazane, to przecież nie wolno, ale jeśli bardzo chcesz – to można”.

To dobrze dla nas, że są Indie, które mniej eksperymentują niż Chiny. I jeszcze lepiej, że jest Latinum ze swoją Hispanidad.

UWAGA: nie mam zamiaru dokonywać tu wyboru za środkowo-europejskich Słowian. Przed tym wyborem staniemy może jeszcze w tym stuleciu, ale na pewno nie jutro. Tyle tylko, że widzę, jak się Słowiańszczyzna miota od kilkuset lat: korzennie zakotwiczona jest w Rusi, ale pożąda Europy, wijąc się ku niej w powstańczych spazmach, niczym uwiązany do rafy polip. Oby podobnie nie było, kiedy przyjdzie wybierać między Ibero-Ameryką a Indiami. Podkreślam, że wybrać trzeba będzie, by nie zatonąć w nicości cywilizacyjnej, kiedy Północ odejdzie do lamusa.

 

*             *             *

Jestem – jako Polak – zakotwiczony w Słowiańszczyźnie po najdrobniejszą fałdkę duszy. Może dlatego – widząc jak blisko jesteśmy wodospadu i jak ślepi na to jesteśmy pośród żeglunku w górnym stawie – szukam ratunku w przyszłości, która niewątpliwie nie należy ani do Stanów, ani do Europy, ani do Rosji.

Ale mogę się mylić. Zwłaszcza, że nie umiem stanowczo z butną pewnością powiedzieć: będzie dokładnie tak jak wróżę.