Turbulentne otoczenie

2015-04-28 13:09

 

Tadeusza znam od wczesnej młodości, kiedy to – sam będąc SGPiS-iakiem – starałem się douczać na kierunkach społecznych. Tadeusz jest „bazowo” socjologiem.

Byłem kiedyś, przed laty, świadkiem żenującego spektaklu, kiedy to kuźnia najwybitniejszych socjologów „uwaliła” (po raz drugi) habilitację Tadeusza. Dziś Tadeusz jest ekspertem wielu międzynarodowych instytucji, profesorem, organizatorem życia intelektualnego na Podlasiu, ojcem dwojga ponadprzeciętnie wykształconych dzieci. Niech się wstydzi swojej małości katedra Socjologii z Karowej, a dopiero potem niech się dumnie wypina, że to jej absolwent.

Wczoraj w gronie „otrytczyków” wysłuchałem Tadeuszowej opowieści o tym, jak wygląda społeczeństwo i polityka polska. Temat wywoławczy: postfordyzm (formuła gospodarczo-społeczna organizująca procesy wytwórcze oparte na tradycyjnych taśmach i gniazdach, ale z wkładem robotyzacji, informatyzacji, cybernetyzacji, digitalizacji, automatyzacji, itd., itp.). Miałem dodatkowo przed sobą jego krótki wstęp do tej wypowiedzi, z własnymi moimi notatkami-komentarzami.

Najbardziej mnie rajcuje Tadeuszowe określenie „turbulentne otoczenie”. Poetyka tego sformułowania obrazuje sytuację pojedynczych ludzi-przedsiębiorców oraz całych środowisk, grup, warstw, których zaradność z trudnością przekuwa się w przedsiębiorczość wobec ustawicznych wstrząsów systemowo-ustrojowych, nie pozwalających „przyzwyczaić” się, nabrać rutyny, gromadzić kultury wokół aktów i procesów gospodarczych.

Ja sam rozróżniam „przedsiębiorczość” od „zapobiegliwości” i nie uważam, żeby zapobiegliwość (naturalna żywotność ekonomiczna” miała oczywiste przedłużenie w przedsiębiorczości, bo tu – poza otoczeniem – mamy do czynienia z kondycją psycho-mentalną (zapobiegliwość „u mnie” jest sposobem na utrzymanie się na powierzchni, przedsiębiorczość zaś jest sztuką żeglowania i oznacza radykalnie powiększoną podmiotowość). Zaradność w języku Tadeusza nie jest zapobiegliwością, tylko równie podmiotowym przejawem kondycji, taką pre-przedsiębiorczością.

Możemy się różnić, to jasne. Z zachowaniem proporcji: kudy mi do Tadeusza.

Rzecz w tym, iż jestem na trzy tygodnie przed konferencją w Odessie, gdzie będę sie popisywał pomysłem, aby nauka ekonomii odpuściła sobie przesadny nacisk na metody matematyczne, które wyczerpały swoje możliwości objaśniające, a przywróciła proporcje między „słupkami” i „czynnikiem ludzkim”. Zabawiam się tworzeniem nowomowy: inne są – powiadam – modele sprężynowe (dotkniesz w jednym miejscu – a wszędzie indziej robi to wrażenie) od modeli plastelinowych (zmiany w jakimś miejscu zauważalne sa tylko lokalnie). Postuluję, by ekonomiści przestali się rajcować Dochodem, Zyskiem, Kapitałem, Produkcją – a zaczęli myśleć o Metabolizmie, Prokreacji i Biopolityce.

I kiedy na to wszystko wchodzi – nie wiedząc przecież o szczegółach moich poszukiwań – znawca spraw klasy Tadeusza, wymachując pojęciem „turbulentne otoczenie” – to niechcący wspiera moje „rewolucje” w paradygmatach ekonomicznych, bo pokazuje, jak zwodnicze i jak zawodne sa – utrwalone od lat – modele gospodarcze wszelkiej masci. Długi szereg noblistów z ekonomii – to matematycy. Ile jeszcze będziemy sie przyglądać, jak szukają kolejnych wytrychów na opisanie ryzyka i niestabilności „rynkowej”? Nie lepiej, by mając pewność nadchodzących lub trwających turbulencji – powrócili do człowieka, animatora wszelkich działań gospodarczych, by nie udawali, że gospodarka to „czarna skrzynka”?

No, musiałem to napisać, bo należę do tych, którzy inspiracji dla refleksji ekonomicznych poszukują daleko od statystyki (choć jestem z tych „matematycznych” ekonomistów).