Twardziele czy menele

2014-07-12 19:56

 

Putin i Korwin-Mikke różnią się niemal wszystkim. Jeden ma wzrost co najwyżej średni, drugi na zbiorowych fotkach staje w ostatnim rzędzie, bo i tak go widać. Putin nurkuje, trenuje przewracanki i w ogóle sportuje – Korwin-Mikke woli brydża. Putin jest pułkownikiem-scichapękiem Korwin-Mikke totalnym abnegatem wojskowym. Putin nie gada wiele – Korwinowi-Mikke trudno zamknąć gadaczkę. Putin mówi biegle w dwóch językach – Korwin-Mikke tylko w jednym, ojczystym. Putin ma od lat władzę, i to niemałą – Korwin-Mikke chciałby ją mieć od lat.

Obaj za to nie obcyndalają się z tymi, którzy im podpadną. Doświadczyli tego w Rosji niektórzy miliarderzy, doświadczyli tak zwani komuniści polscy. Na miarę taką, jaką władzą dysponują obaj ich pogromcy. Doświadcza tego Ukraina – bo poszukuje przyjaciół w świecie na własną rękę, doświadcza Boni – bo twierdził, że Korwinowi-Mikke ręki podawać nie należy.

Obaj mają nienajlepszą markę pośród medialnej publiczności. Bo ta żąda, by Putin był grzecznym blondynem głaszczącym po głowie każdego, kto mu się sprzeciwia, a Korwin-Mikke aby nie nazywał rzeczy po imieniu, tylko jakoś tak bardziej salonowo.

Miałem przyjemność z oboma. Podkreślam – przyjemność. Z Putinem widywaliśmy się 2-3 razy, kiedy pracował jako zastępca Anatolija Sobczaka w Leningradzie, z Korwinem-Mikke przegadałem noc w kuszetce do Zagórza, a innym razem zaprosiłem go na panel „Drugie dno”, który zorganizowałem z nieistniejącym już kinie Skarpa.

Putina odebrałem (kto tam wtedy wiedział o jego cicho-ciemnej przeszłości!) jako urzędnika niepodobnego do urzędników radzieckich: życzliwy, w lot chwytający o co chodzi, pomocnego. Korwina-Mikke odebrałem jako rozmówcę, któremu trzeba patrzeć na ręce, bo potrafi tak zbałamucić, że hej. Zatem Władimir Władimirowicz wystawiał na próbę moje wyobrażenia o aparacie biurokratycznym, a pan Janusz – testował moją inteligencję i zdolność radzenia sobie z manipulacją retoryczną.

 

*             *             *

Wyjaśniam: o Putinie dziś myślę, że wolałbym nie być jego współpracownikiem, a o Korwinie-Mikke sądzę, że nie chciałbym z nim występować w jednym panelu. Na szczęście, nie grożą mi te sytuacje, bo nikt mi takich ról nie zaproponuje więc patrzę na nich bez spięcia.

Cała ta notka jest po to, by przypomnieć o tym, że na każdą okazję są właściwi dla tej okazji ludzie. Plując na Putina – warto zastanowić się nad tym, dlaczego to on, a nie rozmaici demokraci – (byli tacy u szczytów w Rosji) rządzi Rosją. Obsobaczając Korwina-Mikke za nieobyczajność – zastanówmy się, dlaczego niemała połać przyszłościowego elektoratu woli jego niż ugrzecznionych rutyniarzy.

Jestem ostatnim, który by popierał ręczne sterowanie własnym państwem poprzez biurokrację czy imperialną ingerencję w sprawy sąsiedniego państwa. Jestem ostatnim, który popierałby dawanie po pysku każdemu, kogo uważa się za gnidę, czy jakoś tak. Ale uważanie, że kiedy będziemy popiardywać na Putina czy Korwina-Mikke, to świat stanie się lepszy – jest daleko zaawansowanym… hm…

Coś mi mówi, że świat idzie w takim kierunku, iż osoby o temperamentach Putina czy Korwina-Mikke będą licznieć i przesuwać się bliżej stołu prezydialnego…