Ucywilizowanie

2015-09-06 09:35

 

Pierwsze, czego nauczył się Człowiek – to skrzykiwanie się z innymi. Nie, nie chodzi o życie w stadzie: chodzi o to, że kiedy trzeba coś zrobić, to ktoś daje sygnał i ni stąd, ni zowąd mamy „grupę zadaniową”.

A tuż obok umiejętności skrzyknięcia się, Człowiek nauczył się sporządzać narzędzie i adoptować naturalia dla swoich potrzeb. Ci, którzy okazali się w tym biegli – zaczęli stanowić „klasę średnią” społeczności, w której funkcjonowali.

Poza tym dokonywały się procesy ogólniejszej, mniej dostrzegalnej natury:

  1. Człowiek wytypował kilkadziesiąt substancji, po spożyciu których czuł się syty i mocniejszy. Nie chodzi tu o zwierzęcy instynkt-doświadczenie, tylko o świadomie typowaną listę, dla której podejmowano zorganizowane działania;
  2. Człowiek wytypował kilkanaście materiałów, które nadawały się i na odzież, i na pościel: nauczył się te materiały pozyskiwać, przykrajać, kształtować (stylizować);
  3. Człowiek wytypował w „swojej okolicy” kilkanaście miejsc, które z oczywistych powodów nadawały się na bazy wypadowe i opłacało się, by przez jakiś czas lub stale gospodarzyć nimi jak swoimi własnymi;

Mamy zatem pięć wyróżników, które dawały Człowiekowi przewagę nad wszelką Fauną: alert zadaniowy, „branża” narzędziowa, „branża” żywnościowa, „branża” odzieżowa i „branża” kwaterunkowa. W każdej z tych dziedzin odrębnie Człowiek niewiele się różnił od Fauny, ale tylko on pozbierał je w swoją, ludzką kulturę.

Tym pięciu wyróżnikom towarzyszyły dwa źródła miscellaneów i imponderabilów: ART oraz AFRYT. Art jest zewnętrzną manifestacją poczucia Piękna, Dobra i Prawdy: objawia się poprzez sztukę w postaciach, jakie tu-teraz są dostępne. Talenty artystyczne nie są równo rozdzielone między osobników, ale mniej-więcej równo na wszystkich oddziaływuje Art, czyli twórczość tych nielicznych utalentowanych. Afryt jest zewnętrzną manifestacją poczucia Sprawiedliwości, ludzkiej obawy przed tym, co zahoryzontalne, niepojęte. Nie wszystkim osobnikom „dany jest” dar zaglądania za horyzont i pojmowania niepojętego, ale wszyscy mają mniej-więcej podobny poziom strachu przed obecnym, a nieznanym (np. żywioły, śmierć, wizje, bestie).

Nie jest prawdą, że ostateczne wyrośnięcie Człowieka „ponad” wszystko co żywe związane jest z rozwojem mowy artykułowanej, z przyjęciem postawy pionowej, z zastosowaniem abstrakcyjnych, nienaturalnych kryteriów budowania hierarchii stadnej. To wszystko są konsekwencje, a nie przyczyny: Człowiek jako pierwszy uświadomił sobie własne JA. Wszystko co żywe ma swoje JA wkodowane w pycho-bio-ustrój, ale kluczowe jest uświadomienie sobie tego faktu.

Cóż to jednak znaczy dla ucywilizowania Człowieka? Aby to pojąć, trzeba uchwycić sedno stada, ławicy, mrowiska, lotu. Składają się one z pojedynczych, podmiotowych osobników, a jednak zachowania instynktowne więcej tam znaczą dla integracji organicznej, niż zachowania podmiotowe. Stado-ławica-mrowisko-lot pod tym względem są bliższe roślinnej kolonii niż temu, co nazywamy społecznością.

Uświadomienie sobie własnego JA rodzi egoizm, objawiający się kalkulacją „ekonomiczną” (praca-korzyść), rozdzieleniem współuczestnictwa w wytwarzaniu dobra wspólnego od gry o przydział z puli wspólnej. Gdzieś pośród tego wytraca się „społeczna odpowiedzialność” (właściwie „kolektywna”) roli, którą się pełni w grupie. Rola ta bowiem nie jest już – niepostrzeżenie – wynikiem „naturalnego dopasowania” (wiek, sprawność, doświadczenie, autorytet), tylko owej gry o lepszy kąsek przy podziale. Taka postawa jest praktycznie niemożliwa w stadzie-ławicy-mrowisku-locie: co prawda, „ekonomiczne okrucieństwo” przeważa tam nad „humanitaryzmem” (przeważa, nie eliminuje), ale za to grupowy organizm jest sprawny, co najwyżej podatny na zewnętrzne kataklizmy (burze, susze, powodzie, wichury, epidemie, skażenia, wybuchy, szarańcza).

Mam wrażenie, że uświadomienie sobie przez Człowieka JA nastąpiło wielopunktowo na całym globie, wszędzie gdzie pra-Człowiek był, w różnych swoich postaciach: niektóre ludzkie gałęzie zostały odcięte od dalszego rozwoju, wyginęły, jeśli Człowiek nie zdołał powstrzymać dezintegracji społecznej, jeśli nie zastąpił szybko i sprawnie stadno-ławicowo-mrowiskowo-lotowych instynktów – instytucjami.

Zatem ludzka „pięciopunktowa” kultura (alert-narzędzia-żywność-odzież-kwaterunek) musi w swoim dalszym rozwoju przeciwstawić się tendencjom odśrodkowym, jakimi zaraża ją rozwój psycho-mentalny Człowieka. Fachowcy powiadają, że instynktowne więzi świata zwierzęcego są tu zamieniane na instytucje społeczne.

  1. Tabu: to rodzaj wielopiętrowych zaklęć, które wchodzą do ludzkiej kultury intuicyjnie: nie są już prostym instynktem, ale też nie mają uzasadnienia emocjonalnego czy rozumowego. Tabu skierowane są w obszary naturalnej żywotności: prokreacja, metabolizm, biopolityka: to one kreują nakazy, zakazy, obrzędy i ceremoniały, rzadko kiedy – podkreślmy – natury religijnej;
  2. Hierarchie: to rodzaj wielopiętrowych struktur społecznych, które są reprodukowane poprzez procesy nienaturalne, nie wywiedzione wprost z przemocy, charyzmy albo wyboru. Człowiek nauczył się reprodukować hierarchie poprzez gry o „przydział i udział”  takie same jak „ekonomiczne” (o podział), wiążąc je zresztą w jedną sztukę;
  3. Infrastruktura: to nie tylko obiekty i instalacje powszechnego użytku, mnożnikujące działania indywidualne i zbiorowe, ale przede wszystkim stanowiące dobro publiczne, ze wszystkimi atrybutami „pubiczności”: (społeczny) zakaz „gnieżdżenia” się, prywatyzowania, wydzielania enklaw i podobnych działań aspołecznych jest dla infrastruktury oczywisty;

To właśnie infrastruktura – a nie rolnictwo, jak się naucza – stanowiła podstawę osiedleń: pierwsze rolnictwo (hodowla, uprawy) może i spowalniało tempo przemieszczeń koczowniczych, ale ich nie zastępowało. Kiedy jednak powiązano rozmaite ludzkie działania z infrastrukturą – kolejne przemieszczenia oznaczały obniżenie standardu życia i pracy oraz ponowny wysiłek w instalacje infrastrukturalne na nowym miejscu. Tam gdzie infrastruktura i urbanizacja – to my, a tam gdzie tego (w domyśle) brak – tam barbarzyństwo.

  1. Praca zbiorowa: pierwotny, bliski naturalnemu podział pracy przestał zaspokajać potrzeby organizacyjne: w miarę rozwoju potencjału gospodarczego pojawiła się tak długa lista specjalności, że wymarli ci, którzy mieli rozeznanie w całym procesie gospodarczym i społecznym: gra nabrała wymiaru gamblingu, zaczęła rozgrywać się w obszarze informacji i prawdopodobieństw, a nie tylko umiejętności, doświadczeń, ryzyka;
  2. Konsumpcja zbiorowa: zindywidualizowana kuchnia odeszła raz na zawsze do lamusa: nie mówimy tu o stołówkach i barach-restauracjach, ale o masowym wytwarzaniu potraw i pół-produktów kuchennych, co uczyniło sztukę kuchenną – sztuką znajdowania subtelności pośród podobnego. Gra w dziedzinie konsumpcji stała się grą o to co ekskluzywne. To samo dotyczyło „AGD”, a i infrastruktura sama z siebie dostarczać zaczęła okazji konsumpcyjnych;

Kultura, na którą składały się (coraz bardziej doskonalone, obudowywane miscealeami i imponderabiliami, niczym mchem): alerty, narzędzia, żywność, odzież, gniazdowanie, a potem rozdział pracy od korzyści i nowa jakość integracji, czyli tabu, hierarchie i infrastruktura, na koniec osiedlenia praca zbiorowa i konsumpcja zbiorowa – stała się kulturą urbanizacyjną złożoną z 12 powiązanych w pakiety elementów konstrukcyjnych.

Kiedy opisywane powyżej kultury dojrzały do rozwiązań urbanizacyjnych – stały się fundacjami cywilizacji. Nazywanie cywilizacją (ciągiem kultur) rozwiązań przed-urbanizacyjnych – jest grubą przesadą.


 

Zatem (w dużym uproszczeniu) Człowiek ucywilizowany – to Człowiek zurbanizowany. Taki Człowiek w pełni opanował Naturę Wszechrzeczy, jego udomowiony, oswojony, upubliczniony świat jest tak rozległy, że słabnie Art i Afryt: w ich miejsce tworzy człowiek „własne, autorskie” horrory i sztukę nie z duszy będącą, tylko wykoncypowaną.

Panoszący się pośród Ludzkości – od chwili uświadomienia JA – egoizm Człowieka, który jest wciąż siłą motoryczną ucywilizowania, teraz zaczyna się ujawniać z całą mocą, dotąd będąc tłamszony przez stadno-ławicowo-mrowiskowo-lotowe instynkty. Wszystkie te instynkty poszły precz w warunkach zmasowanej Urbanizacji, nie wytrzymawszy konfrontacji ze zmasowanymi instytucjami, odnajdującymi się w skamielinach Urzędów, Służb, Organów, Praw. Egoizm odzyskał swobodę ruchu, właściwie pierwszy raz ją uzyskał. I przybrał schizofreniczną postać łączącą w jedno Pracę Zbiorową i Spożycie Zbiorowe. Stał się Egoizmem Zbiorowym, w którym biopolityka (osobnicze, jednostkowe skłonności i umiejętności reprodukowania własnej podmiotowości) stały się „czystą” Polityką.

Najbardziej istotnym produktem totalnej (w swej istocie), włażącej w każdy zakamarek jestestwa Polityki – jest rozpad gatunku noszącego nazwę Człowiek-Ludzkość. Jesteśmy właśnie w procesie wydzielania się Fenomenu Podłego i Fenomenu Szlachetnego, dla których słowo „Człowiek” stanie się pojęciem takim samym, jak obecnie słowo „Ssak”: czujemy się rodziną dla psów, kotów, wielorybów, kangurów, świń i małp – ale jest dla nas oczywiste, że wszystkie one są dla nas co najwyżej podnóżem, a niektóre możemy przysposobić, „niu-niu-tiu-tiu”, byle nie okazał się tym wrednym psiakiem z reklamy, przygarniętym w deszczu, a potem niszczącym wszystko co nasze. Pamiętacie, jak przygarniano ubożątka, marginesiątka,  murzyniątka, aborygeniątka…?

I oto dołącza do nich Fenomen Podły, którego koronną właściwością jest Nagość, pozbawienie go kokonu cywilizacyjnego w postaci Domu, Pracy, Konsumpcji, Techniki, Bezpieczeństwa, Praw, Edukacji, Opieki Solidarnej, Nauki, Infrastruktury, Więzi, Praw, Kultury, Sportu, Rekreacji, Przemysłu, Usług, wszelkich owoców uspołecznienia i ucywilizowania.

Fenomen Szlachetny tworzy odrębny świat kokonów. Tam wszystko rozkwita. Tam wykuwa się psycho-mental, obdarzony ślepotą na los tych, którzy „nie załapali się” na kokony. Zwłaszcza, że Fenomen Podły żyje pośród materialnego i – podejrzewamy – duchowego paskudztwa, bo brak kokonu nie oznacza życia „pośród ekologii”, rześkiej, zdrowej, naturalnej – tylko jest to życie w świecie zdegradowanym przez tysiąclecia podczas realizacji „Projektu Kokon”. A wszystkiego początkiem – to co ostatnio zwiemy „wykluczeniami”.

Są cztery (moim zdaniem) jakości wykluczeniea:

  1. Utrata możliwości samorozwoju (np. poprzez zaangażowanie w sprawy pracodawcy na tyle, że nawet urlop, czas rozrywek, życie towarzyskie czy rodzinne podporządkowane jest firmie;
  2. Utrata trwałej możliwości wypracowywania dochodu własnego (np. utrata pracy etatowej);
  3. Utrata Domu (miejsca, gdzie odkłada się dorobek życiowy i napiera elementarnych umiejętności społecznych, gdzie gniazduje rodzina;
  4. Utrata więzi i motywacji społecznych, obojętność nasza na sprawy świata i świata na nasze sprawy;

Ciekawą obserwacją jest dla mnie fakt, że urzędy, organizacje pozarządowe i międzynarodowe alerty skupiają się niemal wyłącznie na stadium trzecim wykluczenia: myślę, że chodzi nie tylko o to, że to stadium jest najbardziej widoczne i do tego najtańsze w „zaopiekowaniu”: Zbiorowy Egoizm raduje się i wciąż się odradza dumnie, kiedy widzimy (niedowidząc) stadium pierwsze i drugie. A stadium czwarte – to zezwierzęcenie, zmenelenie niewarte zaangażowania, bo jest nieodwracalne, paliatywne.

Najlepiej to widać – bo znajduje racje poza-humanitarne – kiedy Fenomen Podły puka do nas, ucywilizowanych, z zewnątrz, spoza naszej przytulnej rzeczywistości.

Oczywiście, wpadanie w ton egzaltacji, jaki się nam proponuje przy okazji fali migrantów bliskowschodnich – jest nie na miejscu. Naprawdę nie jest ważne, który z ciemnookich, śniadych trupów na plaży jest Arabem uciekającym z ojczyzny stającej się ziemią nie do wytrzymana, a który Albańczykiem korzystającym z okazji, by się podszyć. Bardziej mnie interesuje szukanie kogoś, kto „ostatecznie kwestię barbarzyńców rozwiąże”, jak np. Turcja, mająca przecież świetne doświadczenia z Ormianami czy Kurdami. Bo takie poszukiwania „terminatora” (pośród lamentów pozarządowców, pośród szlachetnych gestów islandzkich i pośród przetargów o „kwoty” pod niemieckie dyktando) to cynizm potwierdzający proces dezintegracji gatunku „człowiek”, o czym piszę „na Berdyczów” od lat.

Niechby znalazła się choćby jedna myśl wspierająca to, co napisałem powyżej. Ale nie ma (choć właśnie usłyszałem przez telefon, że możnaby stąd i zowąd pocytować). Skoro zatem nie ma – to znaczy, że jak zwykle bzdurzę, pozostając w błędzie i niedouczeniu.