Upadek z klasą, ze szklaneczką absyntu

2011-12-06 07:48

Nadzieja białych, antykomunista z Chobielina, włączył się szturmem do gry o nie-wiadomo-co-właściwie,  zwinnie wkręciwszy się między rubasznych, nieco ociężałych Germanów sytych piwem, buduarowych Gallów podochoconych szampanem, filozoficznie nadętych Brytów ze szklaneczką uisge beatha w dłoniach (w języku gaelickim oznacza to „wodę życia” czyli whisky).

 

Doprawdy, niełatwy wybór Białych, jak skończyć: amerykańską śmiercią dłużnika na łupieżczej wojnie pośród oszukanego świata, rosyjską śmiercią w odorze zapleśniałej topieli pośród nieufnych sąsiadów – czy europejskim atakiem serca podczas rautu zadłużeńców, koniecznie przy okrągłym stole z beneficjami.

 

USA bankrutuje na koszt całego świata, a jeszcze sieje wojny, we własnym kraju zaprowadziwszy „światowej miary” totalną inwigilację.

 

Rosja bankrutuje trzymając za twarz własną ludność i ryjąc pod sąsiadami, niszcząc własny kraj, mnożąc siermiężność, blichtrując carat.

 

Europa zaś czyni to samo bankietując na rozdyskutowanych salonach, pośród luster i teatralnych intryg,  wznosząc demokratyczne toasty.

 

Nie minie sto lat, a świat będzie stał pod znakiem miedzianolicych Hindusów i śniadych Canarinhos. Będą oni z zażenowaną odrazą spoglądać na Północ globu, gdzie żółta rasa zblazowanych mandarynów będzie wysysać resztki sił i talentów z wymierającej białej populacji, rzewnie wspominającej niegdysiejsze zwycięskie batalie o wolność, humanitarne prawa, obywatelskie demokracje, współzawodnictwa pracy, kraje rad i ofiarną walkę z monopolistycznym wyzyskiem.

 

Hindusi będą , jak zawsze cierpliwie i niestrudzenie, propagować idee piękna, dobra i prawdy, wskazując na Ziemię poranioną przez Białych rabunkową gospodarką i jądrowymi awanturami.

 

Canarinhos będą zalesiać pustki powojennej pożogi po „białych wojnach” i wypierać, izolować aspołecznych banditos robiąc miejsce dla felix communares, dostatnich choć skromnych wspólnot.

 

Na razie jednak świat trwa przygnieciony amerykańską soldateską, oswajając niedźwiedziowatego sybiraka, a w Europie trwa ważna rozgrywka na osi Londyn-Paryż-Berlin.

 

Trójca ta dzielnie zmaga się ze swoimi licznymi chorobami cywilizacyjnymi, miła więc im świeża krew słowiańskiego „garsona”, choć chłoptaś nie może się zdecydować: może rum, może koniak, może grog? A może swojski trunek z miodosytni? Jak pisał w „Oekonomice” Jakub Haur: „Ten trunek między innemi jest niepośledni gdy będzie dobrze uwarzony, wystały i klarowny (...) nie tak głowie i żołądkowi szkodzi, owszem posilny, człowieka syci i zdrowie utwierdza miernie zażywany”.

 

Może jaka inna nalewka?

 

Pijże, Radosławie, jeno z umiarem gadaj, wychylaj się niewiele, a bacz na mecenasów swoich, jako i oni na ciebie baczą.