Usprawiedliwienie

2011-06-06 08:17

Moi koledzy, wysoko postawieni w polityce, biznesie, sztukach artystycznych, w obszarze nauki – mają mnie za bombę zegarową. Że niby trwam gdzieś dotąd, aż wynajdę tam rozmaite niedoskonałości. Wtedy psioczę, stawiam na ostrzu noża pryncypia i staję się nie do wytrzymania.

 

Dlatego mogę dziś spokojnie być „niezależnym”: nie mam i nie będę miał wystarczająco krępujących zobowiązań (np. stanowisk, zleceń), które kazałyby mi pisać oględnie, opłotkami i omykami, zabraniałyby nazywać rzeczy po imieniu. Nikt mi takich zobowiązań nie nałoży, w obawie, że mu któregoś dnia rozpirzę w drobny mak misternie upleciony układzik.

 

Nie, ja nie jestem z tych, którzy zamiast szklankę do połowy pełną przedstawiają wrednie jako od połowy pustą.

 

W swoim życiu zgłosiłem do publicznej debaty poglądów i inicjatyw kilkadziesiąt przedsięwzięć. Większość z nich „zaskoczyła”, wyszła. Powinienem chodzić w chwale i podliczać tantiemy. Tak się jednak stało, że robią to za mnie inni, sprytniejsi, którzy w odpowiedniej chwili się „dosiedli”, a mnie przysłonili cieniem.

 

I niech im będzie.

 

Tylko niech się potem nie dziwią, żem nieco zgorzkniały i węszę podstęp tam, gdzie inni węszą szansę.

 

Jestem jednym z największych (niekoniecznie wzrostem) krytyków PAŃSTWA jako fenomenu (wynalazku Ludzkości: za wady wrodzone, założycielskie) oraz państwa o nazwie Rzeczpospolita Polska (za konkretne przewiny, wynikłe z antyspołecznych, niehumanitarnych i po prostu pozbawionych cnoty postępków i występków).

 

Paradoksalnie, zacząłem od wynoszenia Racji Stanu na piedestały. Przez kilkadziesiąt lat uważałem fenomen Państwa za całkiem powabny i seksowny wynalazek (choć nie byłem ani heglistą, ani weberystą). Moja polityczna naiwność i zwykła niedojrzałość przetarła oczy, kiedy mnie samemu zdarzyły się rzeczy niesłychane i nieprawdopodobne: karano mnie (imiennie) za nie moje winy, co było ewidentne, odmówiono mi pomocy w równie ewidentnych sprawach, co mnie pogrążyło, choć płaciłem podatki rzetelnie i prowadziłem „czyste” przedsięwzięcia, ścigano mnie za nie moje grzechy, ścigano zresztą skutecznie, uruchomiono tzw. „zapis” na mnie, wjechałem na jakąś dziwną czarną listę, jakiś konsulat za granicą wytłumaczył mi, że nie jest od spraw obywatelskich, itd., itp. W międzyczasie moje pokolenie (czyli dziesiątki moich bliskich znajomych) objęło zarząd Krajem i Ludnością, czyli zaczęło „mieszać” w Państwie. Ich poczynania – w oczywisty sposób wrogie Ludności i Krajowi – mogę wytłumaczyć tylko złą wolą, bo są to ludzie inteligentni i z przeszłością pełną szlachetnych idei i czynów.

 

W interesie Racji Stanu zacząłem przeciwstawiać się im, chyba kąśliwie, skoro zostałem „trędowatym”. Potem dopiero zająłem się bardziej dogłębną analizą samego państwa i poznałem-odkryłem (tak myślę) obiektywne mechanizmy, poprzez które Państwo robi z ludzi gnojków i łobuzów: zarówno z tych „swoich”, jak też z ludzi „szarych”.

 

Wtedy wykreśliłem Państwo z grona swoich przyjaciół, stałem się anty-państwowcem (nie mylić z anarchizmem). Wolę Samorząd, Obywatelstwo, Demokrację (tej w żadnym państwie na świecie nie uświadczysz).

 

Nie czuję się kombatantem Wielkich Spraw Pisanych Dużymi Literami, samotnym rycerzem świętych spraw. Mam wystarczająco dużo na sumieniu, by w końcu przystąpić do wspólnoty o surowym reżimie moralnym. Powróciłem – zwolna – do stanu umysłu, sumienia i serca, który mnie cechował za młodu: otwartość, życzliwość, chęć czynienia wszędzie dobra.

 

I tylko do Państwa – zwłaszcza RP – nie umiem się przekonać. Wciąż tracę przez to przyjaciół, zwłaszcza w gronie komentatorów życia publicznego. Oni – kochają RP.

 

Na zdrowie!

 

 

Kontakty

Publications

Usprawiedliwienie

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz