Ustrój właściwy

2018-04-26 09:50

 

Zaledwie kilka razy pozwoliłem sobie na taką „recenzję”, która w rzeczywistości okazała się zbiorem impresji wywołanych czyjąś książką-opracowaniem.

Ni, i trafiło na Rafała Matyję. Z zawodu – poszukiwacza optymalnych rozwiązań społecznych.

Zapamiętałem go sobie jako tego, który uporządkował na użytek „tego co w Polsce” pojęcie IV Rzeczpospolita. W polskim „obrocie teoryzującym” mającym jeszcze coś wspólnego ze świeżością jest kilka pojęć wiążących, takich jak Transformacja Ustrojowa, Samorządna Rzeczpospolita, Społeczeństwo Obywatelskie, Globalizacja (w tym Alterglobalizm), IV Rzeczpospolita, Europejskość. Nie są one ani lepsze, ani gorsze od innych w wyjaśnianiu codzienności – ale za to są na tyle ograne, że łatwo robią za „wytrychy”, które się stosuje za pomocą takich oto pół-zdań: „jak powszechnie wiadomo”, albo: „jest oczywiste, że”, może czasem: tajemnicą poliszynela jest”. Obiegowość trywializuje, upraszcza, wulgaryzuje te pojęcia, ale też pozwala pomykać dzięki nim na skróty po byle jakich sensach. Czynić je potocznymi.

I oto Rafał Matyja zaczyna swoją intelektualną robotę dokładnie w tym miejscu, gdzie większość odkłada pojęcie na półkę z napisem „zafiksowane”. Dla niego nie ma pojęć zafiksowanych, zdmuchuje on rozmaite pyłki przeinaczeń z dawnych, „kostniejących” sformułowań i podaje nam je na tacy jak świeżynki, choć przecież nie pracuje w recyklingu.

To jest dobra robota, a publicystyczna wprawa autora czyni tę robotę ponętną dla czytelników.

 

*             *             *

Mówię o książce „jeszcze ciepłej”: WYJŚCIE AWARYJNE, z podtytułem „O zmianie wyobraźni politycznej”. Na tylnej okładce recenzent napisał: książka jest zaproszeniem do refleksji o tym, jak się wydostać z politycznego klinczu. I zadaje pytania (recenzent, za RM): jak stworzyc nowe polskie imaginarium (cóż za słowo! – JH)? Jakie założenia w polityce należałoby przemyśleć od nowa?. Jakim językiem o niej mówić?

No, więc ja, nie chwalęcy się, nie potrzebowałem książki, napisanej 30 lat po pierwszych próbach przeredagowywania ustroju (Zb. Mesner, M. Rakowski), aby sobie te pytania zadawać. Ale być może powinienem był poczekać na Rafała Matyję, aby je zadał w taki sposób, jak to robi teraz. Bo autor jest o dekadę młodszy ode mnie kalendarzowo, ale też jest – po sokratejsku – o pokolenie ode mnie starszy intelektualnie: oto doświadczam bowiem, jak działa na mnie sokratejska majeutyka autora, jak zręcznie wydobywa on ze mnie to, co we mnie od dawna tkwi embrionalnie i czeka na „rozwiązanie”, zwane mniej elegancko porodem.

Więc najpierw opiszę swój własny embrion.

 

*             *             *

Kiedy jeszcze przed Transformacją porządkowałem sobie coś, czym powinna zajmować się „teoria rozwoju społecznego” – sformułowałem narzędzie systematyzujące w postaci Tabeli Ustrojów (społecznych-gospodarczych-politycznych). Arbitralnie – choć korzystając z dorobku takich tuzów jak Feliks Koneczny – wyodrębniłem 4 ścieżki rozwoju cywilizacyjnego (wegetarną, pionierską, techniczną i  duchową (oparłem się na permutacjach dwóch par: męskie-żeńskie oraz bierne-aktywne), a dla każdej ścieżki – równie arbitralnie, choć korzystałem z dorobku historiozofii – znalazłem 5 następujących po sobie epok (formacji?), od tej najbardziej pierwotnej, będącej echem przed-człowieczeństwa, aż po współczesność, która najwyraźniej jest okresem rozpadu, dezintegracji fenomenu „człowiek” na fenomen szlachetny (żyjący w kulturowo-cywilizacyjnym kokonie urbanizacji, opieki medycznej-edukacyjnej, państwa-prawa, języka poprawnego różnego od naturalnego, policji-reżimu-wymiaru, itd.) i fenomen podły (żyjący w świecie zdegradowanym, spaskudzonym podczas „produkcji” kokonów).

Cały ten proces jest w ogóle przechodzeniem Ludzkości ze stanu naturalnego do stanu syntetycznego (sztucznego): dziś „zieleń” jest raczej ewenementem, żyjemy otoczeni własnymi dziełami i wtopieni w nie, a i tak wiele jeszcze zostało do zrobienia (usztucznienia). Z konieczności jesteśmy „inni” niż nasi antenaci.

Musiałem na użytek tego konceptu sformułować wiele pojęć roboczych, stworzyć odrębny język. Tu wskażę na dwa takie pojęcia: „dominująca treść pracy” oraz „instytucja kluczowa”.

Dominująca treść pracy to taka, którą wykonuje znakomita większość lub wykonuje pracę „względem niej”, w tym sensie jest to praca „normalna”: dawniej normalnym było koczownictwo hord zasilane myślistwem i temporalnym przed-rolnictwem, dziś normalnym jest uczestnictwo w korporacyjnym reżimie procedur, standardów, certyfikatów, algorytmów, norm. W dowolnej społeczności występuje kilka „dominujących treści pracy” (np. rolnictwo, przemysł, usługi), więc badacze musza czujnie obserwować niuanse (podobnie jest z opisaną niżej Instytucją Kluczową).

Instytucja kluczowa to taka, która jest zwornikiem (keystone, wypadkowa, summa) dziesiątków-setek-tysięcy „drobnych i nieważnych” instytucji społecznych, co czyni je zespolonymi w poręczną, zrozumiałą, logiczną całość: na technicznej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego przeszliśmy od instytucji kluczowej Przywództwa (ustrój znany jako „pierwotny”), Koszaru (ustrój znany jako „niewolniczy”), Urodzenia (ustrój znany jako „feudalizm”) – ku dzisiejszej instytucji Własności (ustrój znany jako „kapitalizm” i pęczniejącej instytucji Kompetencji (nie mylić z mądrością czy wiedzą, chodzi o „przydział” obowiązków i uprawnień: taki ustrój nazywa się „socjalizmem”).

Jestem zadowolony ze swojego dorobku w tej mierze, choć go nie opublikowałem (w rozumieniu książkowo-naukowym): znalazł się w mojej książce „Ekonomia planu”, której nie było mi dane bronić w fajnej skądinąd uczelni. Moje zadowolenie wynika z tego, że mam poręczne narzędzie diagnozy, nie zawsze łatwej, ale za to sprawdzającej się w dyskusjach.

 

*             *             *

Rafał Matyja w swojej książce błąka się bez tej mojej koncepcji (Tabeli Ustrojów), ale nie błąka się bezradnie: wyraźnie wskazuje na psycho-mentalne i kulturowo-cywilizacyjne uwikłania nasze (Polska, przełom tysiącleci). Tym bardziej nie błąka się bezmyślnie.

Gdybym ja współ-pisał z nim książkę „Wyjście awaryjne”, to zauważyłbym:

  1. Polska zdominowana jest przez rolnictwo z enklawami przemysłu, a zdegenerowana jako przestrzeń „po-produkcyjna” kokonów dla krajów rzeczywiście rozwiniętych (patrz: stoimy montażowniami i eksperymentami, w których jesteśmy królikami);
  2. Polska – tkwiąc na pograniczu ścieżki pionierskiej (słowiańskiej-rosyjskiej) i technicznej (europejskiej) – zdradza objawy oswojenia Zachodem, poczuwa się do esencjalnej europejskości, będąc Europy prowincją pograniczną;
  3. Właściwym ustrojem dla Polski jest feudalizm, stąd „nawroty” typu kult jednostki, pokora wobec satrapy-tyrana (Piłsudski, Gomułka, i następni), cierpliwość wobec „państw w państwie”, a-demokratyczne pragnienie „porządku”;
  4. Demokracja, Wolność, Rynek, Praworządność – w Polsce są możliwe tylko jako fantomy widoczne „na horyzoncie” (oddalają się w miarę, kiedy chcemy się ku nim zbliżyć), nie mamy tych pojęć w sercach, duszach, sumieniach, umysłach;

I Matyja o tym wszystkim pisze ładnie i celnie, używając (chyba „niestety”) innego języka, przez co trafia w sedno, ale pozostawia w tym sednie pustkę, jak to po trafieniu.

Czasem warto cel – słusznie namierzony – obejść „omykiem”, aby nie było tak, że wspięliśmy się wysoko, na krawędź krateru – aby niczym Kubuś Puchatek zauważyć, że im bardziej czegoś szukamy zaglądając do krateru – tym bardziej tego czegoś tam nie ma.

Rafał Matyja szuka „wyjścia awaryjnego” i – jak widzę – za nic nie kupi tezy, że awaryjnośc jest stanen normalnym Polski – cokolwiek pod słowem Polska rozumieć. Zresztą, to nie jest awaryjność prawdziwa, tylko oswojeni Zachodem widzimy sami siebie jako awaryjnych, bo nic „zachodniego” nie działa u nas prawidłowo. Gdybyśmy do siebie przyłożyli inna, np. środkowo-europejską miarę – wszystko okazałoby się na swoim miejscu.

Tylko ustroju na tym nie zbudowaliśmy, a szkoda, bo takie fenomeny wiecowo-spółdzielczo-samorządowe jak kozaczyzna, solidarność czy skupsztina – to przecież gotowy materiał kulturowo-cywilizacyjny na całkiem znośny ustrój. Łatwy do przyswojenia przy naszej kondycji psycho-mentalnej.

A tak – to tylko się frustrujemy.

 

*             *             *

Że niby ani słowa cytatu z książki Rafała Matyji?

A poczytajcie sobie…