W adres do Bronisława K

2014-08-12 07:40

 

Piszę tu sobie, a nie na pocztę do okienka – bo do człowieka piszę, a nie do urzędu. Chyba nie przestał być człowiekiem…?

 

Panie Bronisławie K! Szanowny!

Cieszy mnie niezmiernie, że już minęły Ci takie „objawy”, jak pouczanie Obamy, co mają robić kobietki i my z nimi, albo błędy ortograficzne w laurkach (ach, ten kultowy już BUL!), czy próby propagowania się w roli „lepiej urodzonego”. Jeszcze tylko ten recytatorski patos…

Cieszy mnie, choć bolały koszty Twojej edukacji. To już nie ma tańszej szkoły manier, niż najwyższy Urząd?

Ja zresztą w innej sprawie. Bo do człowieka piszę, któremu się udało. I teraz może, w odróżnieniu ode mnie. A móc – to wielki i cenny przywilej. Gdybym miał taki przywilej, to odnajdowałbym w sobie pokłady człowieczeństwa, przyzwoitości, honoru, ducha czyny, i takich tam. Co bym odnalazł w sobie – trudno dziś prorokować, ale starałbym się, tego jestem pewien.

Moce człowieka w Twojej – Panie Bronisławie K. – polegają na tym, że wystarczy Ci się odezwać – a już wszelkie przekaziory rozbierają mowę na czynniki pierwsze i odnajdują w niej nawet to, czego zapomniałeś powiedzieć. Każdy zapomina.

Ja w sprawie drobnej, choć piekącej. Siedzimy obaj – może Ty, Panie, nieco wygodniej – w jednej dwukółce. A ona ma woźnicę już całkiem oszalałego, który żadnej drogi się nie trzyma, wywija batem i ani chybi oślepł, bo dwukółka szlak opuściła i po wertepach podskakuje, w dodatku ku dołowi, zdaje się, bez kontroli. Rozklekoce się, spadniemy wszyscy. Może Ty, Panie, bardziej na cztery łapy spadniesz, ale nawet wtedy będziesz musiał przyznać, że dwukółka to nie jest pojazd terenowy, enduro na dwukółce to nie to samo, co wyścig rydwanów na stadionie.

No, choćby bezrobocie. Kto to słyszał, żeby cieszyć się, iż z na kilka milionów ludzi bez pracy jakiś procencik akurat się zatrudnił. A nasz woźnica i jego ludzie cieszą się, jakby nie wiem czego dokonali. Jutro się wahnie w drugą stronę i obaj zobaczymy ich miny. Panie Bronisławie K.! Kilka milionów ludzi w wieku tzw. produkcyjnym nie ma powodu, by wstawać świtem i podążać na stanowisko pracy. Żyją na koszt bliskich, popadają w rozpaczliwą przestępczość albo znikają w europejskiej otchłani, skąd wrócą pokiereszowani, jeśli wrócą. Praca przecież – to coś bezgranicznie ludzkiego, to możliwość dawania po to, by bez skrępowania czerpać, nie tłumacząc się nikomu z każdej kromki chleba, z każdego kęsa, z każdego zajmowanego centymetra.

Albo bezdomność. Co to za człowiek, który nie ma własnego kąta, tuła się po wynajętych kwaterach, siedzi na głowie krewnym, włóczy się po świecie i wszędzie jest nie u siebie. Wszak Dom – to ważna sprawa, gdzie zakotwicza się rodzina, gdzie można odkładać dorobek życia, gdzie uczymy siebie i bliskich, jak to jest we wspólnocie. A kilka milionów ludzi jest na naszej dwukółce „nie u siebie”. to nie jest po bożemu. A czasy nie te, że za „pustostan” wystarczyła jaskinia czy szałas albo ziemianka. Trza coś robić, Panie Bronisławie, dopóki są moce!

Pomyślność. Każdy by chciał, żeby mu się wiodło. Ale nie tak średnio, wskaźnikowo, parametrycznie. Nas jest dwóch. Tobie, Panie Bronisławie, przybędzie 10%, a mnie ubędzie 3% - i zaraz przekaziory się weselą, że średnio przybyło Ludności 7% (nie, nie, to tylko takie obrazowe przedstawienie, nie powtarzaj Pan tego). Tak być nie powinno. Jeśli ja się staram i Pan się starasz – to nam obu powinno przybywać, no, może mniej w moim przypadku, bo mniej się staram. Od nowa: nie może ubywać komuś, kto się stara!

Aha, w tej sprawie jest drobny myk statystyczny. Bo się powiada statystycznie, że jeśli przybywa autostrad, to wskaźnik (parametr) wzrośnie. Na głowę obywatela. No, bzdura. Tyle ludzi nie ma samochodów! Bo im ubywało wcześniej! Jaki mają pożytek z autostrad? Statystyczny! I tak można przykładów mnożyć. Trzeba widzieć, że są liczne grupy, naprawdę nie-marginalne, którym przybywa statystycznie, a w rzeczywistości ów przybytek mogą co najwyżej pooglądać z daleka. Jaki zresztą idiota będzie chodził na skraj autostrady, by sobie popatrzeć i nacieszyć się: o, oto moje statystyczne kilometry!?! Panie Bronisławie K.! Takich statystycznych dobrodziejstw doznają miliony, a nie margines nieudaczników i nierobów! Miliony takich, co też by chcieli, i mogą rano wstać, wykonać zadanie. Nie każdy przecież jest przedsiębiorcą z natury, by sobie samemu stworzyć miejsce pracy, kiedy tylko go pracodawca odeśle na szczaw. Z mirabelkami na deser.

Sprawiedliwość. To mój konik. Należę do rosnącej rzeszy ludzi, którzy zamiast zwyczajowych przeprosin od kogoś, kto się pomylił – dostają po głowie za to, ze tę pomyłkę zauważył. Mylą się skarbownicy, mylą się komornicy, mylą się policjanci, mylą się kontrolerzy i inspektorzy, mylą się urzędnicy, a nawet politycy, choć to są przecież najlepsi z najlepszych (tak przynajmniej słyszałem). I co robią sądy, z całym tym „wymiarem”? Legalizują to, co nielegalne, nieludzkie, niebywałe! Masowo to robią, w niezgodzie z rozsądkiem. A kto oponuje – temu jeszcze dokładają do krzywd już doznanych. Tak się nie godzi!

Tu przerwę, lecz róg trzymam…

 

*             *             *

Panie Bronisławie K! Szanowny!

Są takie miejsca i takie czasy, kiedy nie wystarczy tkwić z uśmiechem przylepionym do wąsa. Trzeba coś robić.

Staszek Klawe, pieśniarz nad pieśniarze, kpił sobie na długo przed 1989 rokiem (pieśń ta przypisywana jest Andrzejowi Garczarkowi, Małgorzacie Bratek, sam już nie wiem, ale fajna jest). Krysia zaś Sienkiewicz (chyba mogę tak o niej familiarnie mówić…?), zaśpiewała niejeden raz piękny wierszyk Brzechwy. Jana. O udawaniu, że się coś robi. Zestawiam oba wierszyki razem, bo pasują do siebie jak ulał. I do tego, co próbuję tu w wielkim skrócie…

Kiedym stawił się u nieba wrót

 Przed najwyższym się skłonić kazali

 Pan zapytał mnie, jakiem swe życie wiódł

 Jak to jak? Budowałem socjalizm!

 

 Na to rzecze Pan: Cóż w tym za treść?

 Synu, jaśniej mów, drżę z ciekawości,

 Budowałem świat, jak głosi wieść

 Dobrobytu i sprawiedliwości.

 

 Miałeś szczęście więc, powiada Pan,

 Że poznałeś go, żeś życia w nim zaznał,

 Bo ja taki świat bez nędzy i zła

 Próbowałem sam stworzyć od dawna.

 

 Nie udało się, ty zatem mów

 Cóżeś zdziałał w tym świecie jak w niebie,

 Ileż dobrych to uczynków i słów

 Wzbogaciło twe życie i ciebie?

 

 Lepszy znałeś świat, na pewno więc

 Żyłeś mądrzej wśród szczęśliwych ludzi,

 Życiem godnym, prawdziwym, co sens

 Bierze z wiary, że nie próżno się trudzić.

 

 To wspaniałe tak przeżyć swe dni.

 Pan raduje się, więc przerywam od razu:

 Budowaliśmy socjalizm i ...

 Na nic więcej nie było już czasu.

 

Ryby, żaby i raki

 Raz wpadły na pomysł taki,

 Żeby opuścić staw, siąść pod drzewem

 I zacząć zarabiać śpiewem.

 No, ale cóż, kiedy ryby

 Śpiewały tylko na niby,

 Żaby

 Na aby-aby,

 A rak

 Byle jak.

 

 Karp wydął żałośnie skrzele:

 "Słuchajcie mnie przyjaciele,

 Mam sposób zupełnie prosty -

 Zacznijmy budować mosty!"

 No, ale cóż, kiedy ryby

 Budowały tylko na niby,

 Żaby

 Na aby-aby,

 A rak

 Byle jak.

 

 Rak tedy rzecze: "Rodacy,

 Musimy się wziąć do pracy,

 Mam pomysł zupełnie nowy -

 Zacznijmy kuć podkowy!"

 No, ale cóż, kiedy ryby

 Kuły tylko na niby,

 Żaby

 Na aby-aby,

 A rak

 Byle jak.

 

 Odezwie się więc ropucha:

 "Straszna u nas posucha,

 Coś zróbmy, coś zaróbmy,

 Trochę żywności kupmy!

 Jest sposób, ja wam mówię,

 Zacznijmy szyć obuwie!"

 No, ale cóż, kiedy ryby

 Szyły tylko na niby,

 Żaby

 Na aby-aby,

 A rak

 Byle jak.

 

 Lin wreszcie tak powiada:

 "Czeka nas tu zagłada,

 Opuściliśmy staw przeciw prawu -

 Musimy wrócić do stawu."

 I poszły. Lecz na ich szkodę

 Ludzie spuścili wodę.

 Ryby w płacz, reszta też, lecz czy łzami

 Zapełni się staw? Zważcie sami,

 Zwłaszcza że przecież ryby

 Płakały tylko na niby,

 Żaby

 Na aby-aby,

 A rak

 Byle jak.

 

Ja to wszystko kiedyś rozwinę, będzie z tego ładny referat. Słowo!

A dziś ja, Jan H., w samozwańczym imieniu całej masy rozmaitych Piszczyków, Józefów K., Dreyfusów, Drzymałów – zwracam się do Ciebie, Panie Bronisławie K., abyś budując – zbudował, abyś nie czynił niczego na aby-aby, niczego na niby, niczego byle jak. I żebyś temu oszalałemu woźnicy dwukółki strzelił z bata, nawrócił go na szlak mniej trzęsący, mniej spadający w przepaść. Bo inaczej pomyślę, żeś z nim, Panie Bronisławie K. – w zmowie, czy jak…

Jan Herman