W poszukiwaniu adresata

2014-05-17 10:16

 

Dla wyjaśnienia podłoża niniejszej notki, by nie wydała się zawieszona w obłokach: w moim przekonaniu suwerenem Rzeczpospolitej (Kraj, Ludność) jest obecnie (przełom Tysiącleci) skomercjalizowane kondominium globalnej finansjery (MFW, Bank Światowy), kapitału (markowe korporacje) i pozostające w nieporozumieniu agentury wpływu Ameryki, Europy oraz Rosji. Przy czym agentury te pełnią rolę wtórną, realizują zadania zdefiniowane przez dwa pierwsze ośrodki władzy.

Ważne też jest – w powyższym myśleniu – zdjęcie Polski z pomnika i ułożenie jej w charakterze „jednego z” puzzli środkowo-europejskich. Tak bowiem widać to wszystko z globalnych ośrodków kreowania zdarzeń, procesów, opinii, potrzeb, odruchów. Polonocentryzm powoduje okropne wykrzywienie perspektywy i zmusza do błędów analitycznych, bowiem Polska leży między Niemcami a Rosją, zaś Europa Środkowa leży między Europą, Orientem i Rosją – to jest, zauważmy, ogromna różnica optyczna.

O, i teraz mogę spokojnie przysiąść nad Wisłą. Polska przeżywa generalnie dwa procesy niekorzystne:

  1. Poszerzanie się obszarów wykluczeń;
  2. Pogłębiające się negowanie legitymizacji Państwa;

Obrazuje to rysunek

Niech stan dobrobytu oznacza absolutny brak poczucia zagrożenia w zaspokojeniu potrzeb elementarnych (swoboda i powszechność dostępu do zdobyczy cywilizacyjnych), potrzeb społecznych (zainstalować się w konstelacji społecznej) i potrzeb kulturowych (pojąć rzeczywistość i mieć z tego satysfakcję). Piszę o tym choćby TUTAJ.

Niech stan dostatku oznacza, że powszechna jest kultura „bezpiecznego pozycjonowania”, konieczności „pilnowania”, zapobiegliwości, by nie utracić wysokiego stopnia zaspokojenia potrzeb.

Niech wykluczenie A oznacza, że jest się „indeksowanym”, ma się stałe poczucie zagrożenia w zaspokojeniu potrzeb, które to poczucie niekiedy-często się potwierdza, bo jest się bezwolnie poddanym rozmaitym decyzjom mocodawców.

Niech wykluczenie B oznacza, że wszelki awans w zaspokojeniu potrzeb musi być okupiony nadproporcjonalną ofiarą-poświęceniem, przede wszystkim przełamaniem sytuacji monopolistycznej albo oportunistyczno-konformistycznym „samo-ociosaniem”.

Niech wykluczenie C oznacza „gwarancję niezaspokojenia”, czyli szklany sufit, powyżej którego nie sposób się przebić, zatem zaspokojenie potrzeb już „na zawsze” (bez widocznej perspektywy poprawy) będzie dolegliwie niewystarczające.

Niech apatia wykluczeniowa oznacza „pogodzenie się z nędzą” materialną i duchową, zaprzestaniem poszukiwań lepszego losu i lepszego samopoczucie, oderwaniem się od świata nazywanego „polityką”, czyli świata spraw publicznych, jednym słowem: desocjalizacja.

Kolorowe paski poziome na rysunku oznaczają symbolicznie poziom negacji Państwa, zarządzającego Systemem-Ustrojem. Białe pole paska oznacza poparcie dla Państwa, kolorowe oznacza brak owego poparcia. Zauważmy, że nawet w stanie dobrobytu znajdzie się niemało tych, którzy mają poczucie, że system-ustrój jest niedoskonały i zamierzają go poprawiać, przebudowywać Państwo: włączają w to rozmaite ideologie, w których tyglu nawet sami niezbyt się orientują zapewne.

Najsilniejsza negacja Państwa występuje tam, gdzie wciąż od nowa aktualizuje zagrożenie status quo, gdzie nie sposób się „zagnieździć” na jakimś poziomie zaspokojenia, choćby niezadowalającym, ale stabilnym. To tu najgorętszy jest podział na MY i ONI. Dysydencja, która rodzi się jeszcze „niżej” (wykluczenie C, szklany sufit) stosunkowo łatwo przenika do obszarów wykluczenia A i B i tam jest „organizowana politycznie”, czyli uzbrajana w treści ideowe.

Czytelnik może – podpowiadam – dowolnie sobie przesuwać w wyobraźni punkt R obserwować, jak zmieniają się poszczególne pola negacji Państwa, ale też powinien się zastanowić, w jaki sposób ów punkt R jest rzeczywiście przesuwany na skutek działań propagandowych, „pożarniczych”, rozbudowy „żelaznych elektoratów”, itd., itp.

 

*             *             *

Zauważmy, że wykluczenie A i B dotyczy przede wszystkim najaktywniejszej, przedsiębiorczej warstwy społeczeństwa: biznesów (nie mylić z korporacjami), inicjatyw społecznikowskich, twórczości artystycznej i naukowej. Warstwa ta – nawet kiedy „winowajca” jest naocznie widoczny – łatwo ulegają propagandzie, która mówi: skoro dzieje ci się gorzej, to znaczy, że opuściłeś się w staraniach, nie myślisz pozytywnie, nie inwestujesz w siebie, twój los jest w twoich rękach. To jest propaganda liberalna, jak łatwo odczytać. Ofiary tej propagandy nawet w beznadziejnych sytuacjach inwestują swoją uwagę, oszczędności, energię życiową w starania, które nie przyniosą dobrego owocu. Dopiero powtarzane próby powodują otrzeźwienie i konstatację, że jednak coś „nie teges” jest w systemie-ustroju.

Rewolucji systemowo-ustrojowej nie dokonają w żadnym kraju ludzie wykluczeni „w trybie C”: oni, a także mniej energicznie ci apatyczni, pójdą za każdym, kto zorganizuje bunt dający nadzieję na zrujnowanie tego co jest, by nałowić się pośród ruin. To wykluczeni A i B, wprawieni w konstruktywnej, budującej działalności, a jednocześnie świadomi, że system-ustrój blokuje im własnowolną działalność – są kompetentni w zmianie Państwa. Nie znaczy to, że są nieomylni i nie są podatni na manipulacje „odgórne”, ale – udając, że poważnie bierzemy Konstytucję i jej deklaracje o tym, że suwerenem jest Naród – powinniśmy ten Naród organizować wokół najbardziej przedsiębiorczej warstwy dysydenckiej.

To mówiłem ja, Jarząbek