W poszukiwaniu ZJED-OPOZ-u

2016-12-19 05:51

 

Tylko ślepi i głusi nie widzą jakościowej korekty, podrasowania KOD-owniczego. Otóż od kilkudziesięciu godzin na trybunie zabierają głos „przedstawiciele Zjednoczonej Opozycji”, a ich ugrupowaniowe pochodzenie zostało wygumkowane.

Jest to zabieg przygotowujący „impeachment hurtowy”, czyli – mówiąc po słowiańsku – Majdan.

Słowniki wyjaśniają, że pojęcie „impeachmentu” wypracowane zostało w angielsko-języcznej tradycji parlamentarnej: kiedy okazuje się oczywistym, że prawidłowo wybrany urzędnik-funkcjonariusz Państwa, w dodatku taki „erkowy”, czyli prominentny, nie dorasta moralnie do swojej roli, sprzeniewierza się dobrym obyczajom, prawu i Konstytucji – wtedy się go kolegialnie usuwa z funkcji. Robi się wstyd.

Ukraina – dając się porwać tradycji Kozaczyzny – pokazała światu środkowo-europejski wariant impeachmentu: ten sam człowiek, Wiktor Janukowycz, został dwukrotnie usunięty z urzędu Prezydenta przez „czerń” (kozackie określenia szarego ludu), choć nikt nie podważał legalności jego wyboru, szczególnie za drugim razem.

W Polsce mieliśmy – jak dotąd – jeden, ale za to soczysty przypadek impeachmentu majdanowego: najpierw w 1956 roku Plac Defilad zaludniła rzesza entuzjastycznie witająca Władysława Gomułkę w roli ofiary stalinizmu, dając mu najlepsze z możliwych, bo spontaniczne, oddolne, masowe poparcie w drodze na szczyty władzy – a w 1970 roku z równie silnym entuzjazmem zwyczajnie „przegoniła” go z piedestału, za apodyktyczny wobec mas stosunek, objawiający się szczególnie w roku 1968 i dwa lata później.

Drogę tę powtórzył Edward Gierek, z drobną różnicą: zarówno jego wejście na piedestał wspomagane było intrygą w Biurze Politycznym PZPR (zastąpił W. Gomułkę), jak też jego detronizacja miała swoje główne źródło w intrydze wewnątrz BP, choć jest jasne, że popularność Gierka zaczęła się staczać w 1976 roku, kiedy to „element antysocjalistyczny” zaczął warcholić w Ursusie i Radomiu.

Tradycja słowiańska bardziej niż „zachodnia” odwołuje się do instytucji „bohatyra”, czyli człowieka o nadzwyczajnej charyzmie, którego jedynym zadaniem społecznym (a – po wyniesieniu – zadaniem politycznym) jest brać w opiekę „maluczkich”. Nawet jeśli ta opieka oznacza zamordyzm. To dlatego „zwykły impeachment” byłby w naszym regionie świata czymś politycznie niezrozumiałym.

 

*             *             *

Słabością Mateusza Kijowskiego jest to, że nie ima się go charyzma. Jest moralnym i intelektualnym chudeuszem. O kilka długości za Lepperem, a i przy Kukizie jest na scenie karłem. O dawnym Wałęsie już nie wspominam, bo on zawładnął wyobraźnią połowy świata – i przepił swój mit równie łatwo. Słabością KOD jest też brak jakiegokolwiek „przykładu Bonapartego”: narodowcy mają swojego Dmowskiego, rządząca formacja ostrożnie przywołuje Piłsudskiego (ale widać, że próbuje go przechrzcić na całkiem żywe jeszcze nazwisko). Tak zwana lewica wystraszyła się takich wzorców jak Marks czy Lenin, chodzi to tu, to tam, ale bezimienna, a przez to bezzębna, jak, nie przymierzając – wciąż obecny w tym światku Piotr Ikonowicz, niegdyś wzięty trybun.

Przygotowywana (tak to widzę) KOD-ownicza operacja „impeachmentu hurtowego” – to nic innego, jak próba „wywiezienia na taczkach” całej PiS-owskiej formacji: uznajemy wasz sukces wyborczy za prawidłowy pod względem formalnym, ale jednocześnie obwieszczamy, że jesteście niegodni rządzić Polską.

Obowiązująca od wczoraj „narracja” ZJED-OPOZ-u na swoje dobre i złe strony, a taktycznie – w moim przekonaniu – jest samobójcza:

1.       Dobrą stroną jest odstawienie w ten sposób do lamusa podejrzeń o rewindykację, o próbę przywrócenia do władzy formacji koalicyjnej, która dostała tęgie baty w roku 2015. Aktyw czuwający to przed Sejmem, to przed Trybunałem, to pod Pałacem, no i na ryneczkach innych miast – ponawia swoją mobilizację para-spontaniczną (patrz: TUTAJ). Wpisana w fundamenty KOD obawa przed masowym „wytaczkowaniem” z małych, ale wygodnych gniazdąt gminnych powiatowych, miasteczkowych, dzielnicowych – jest bowiem bezpartyjna;

2.       Złą stroną jest – nieuchronne – wypisanie się z KOD niektórych jego „współtworzyw”: zawołanie „kto nie z nami, ten za PiS-em” traci swoją moc, niektóre „współtworzywa” wolą występować pod własnym imieniem, bo nie każdy – jak Barbara Nowacka – łaknie jak kania dżdżu dostępu do cudzego mikrofonu. Widziałem – w relacjach z KOD – liderów Razem, SLD czy PSL, a nawet Zielonych. To nie potrwa;

Zastanawiające jest – ale i charakterystyczne – unikanie przez KOD propozycji konstruktywnych. Mam wrażenie, że celowo wstrzymano rozwój tej inicjatywy na poziomie „wczesnej lepperiady” i prowokowanie formacji rządzącej do „utraty cierpliwości”. Udało się w przypadku Kuchcińskiego (sam bym się wkurzył na Szczerbę, kiedy ten zaczął od familiarnego „marszałku kochany”, a potem zaczął o muzyce, co obyczaje łagodzi) – i efekt przerósł oczekiwania. Ktoś w PiS się w tym połapał i uruchomiono „drobny remont warsztatowy”, ale sądzę, że jeśli PiS nie wyrzuci kogoś z sań na pożarcie – ZJED-OPOZ szybko znajdzie sposób na odzyskanie inicjatywy.

Na marginesie: traci swoją moc propagandową sztuczne preparowanie przeciwnika politycznego w postaci „zwykłego posła” Jarosława Kaczyńskiego: raczej nie widzę pożytku z nowych wynalazków w postaci mało wybrednych epitetów „dyktatorek” i „krótkopisek” (ten drugi obniża rangę Urzędu Prezydenta). Partia PiS – ileż to razy powtarzam – działa legalnie, choć jej statut daje niespotykane często prerogatywy Prezesowi, a „falandyzowanie” przez Prezydenta w niektórych obszarach jest niczym wobec próby zamachu na Głowę Państwa poprzez Trybunał dokonanego w czerwcu-lipcu przez byłą formację rządzącą. Gdybym ja chciał obalić PiS – to zaskarżyłbym do sądu rejestrowego kilka zapisów statutu tej partii, ale, jak rozumiem, trzeba to było robić wcześniej, zamiast obosiecznych manipulacji przy Trybunale.

 

*             *             *

Jak niektórzy już zauważyli – ja, szary obywatel, który politycznie jestem „nikim” – podjąłem się działań konstruktywnych, które ogarniam pojęciem Krajowego Wiecu Obywatelskiego (TUTAJ). Moim celem nie jest zbudowanie „komitetów wyborczych” do jakichkolwiek głosowań, tylko wznowienie debaty o polskich słabościach ustrojowych, takich jak „państwa w państwie” czy „rafineria budżetowa” albo pęczniejące wykluczenia. Ostatnio sformułowałem też pojęcie „resetu prawdy społecznej”, czyli „zbiorowej niepamięci” o tym, co się w Polsce działo między 1989 a 2015 i przeniesienie „ludzkiej ciekawości” na problemy KOD-ownicze.

Większość obywateli niezależnych wojuje z tymi słabościami poprzez tzw. „akcję bezpośrednią” (blokowanie eksmisji, interwencje lokatorskie czy w obronie zatrudnionych, interwencje przeciw-windykacyjne), niesienie pomocy doraźnej w postaci choćby paczek świątecznych. Olbrzymi ładunek szlachetności tych przedsięwzięć nie przekłada się na wzmożenie świadomości społecznej i politycznej, raczej idzie w bezsilne i bezzębne zastępowanie wynędzniałym, skrajnie wykluczonym „bohatyra”. To jest robota świetna pod względem humanitarnym i dramatycznie rozbrajająca pod względem politycznym.

Bez pogłębionej debaty ustrojowej, w której każdy dostanie trybunę oraz tyle czasu, ile potrzebuje na sformułowanie myśli, tyle miejsca, ile potrzebuje na opisanie swoich doświadczeń – nie posuniemy się donikąd, będziemy coraz bardziej za-KOD-owani, wpisani w formułę ochrony tego swojego małego „conieco”, nie bacząc, że miliony są owego „conieco” pozbawione.