Walka trwa

2017-09-01 07:36

 

Solidarność – jako fenomen polityczny i kulturowy – trudno jest przecenić. Zrodziła się zanim została nazwana. W licznych doświadczeniach-eksperymentach „ćwiczono” relacje między ludźmi pracy (obywatelami) a tym i takim Państwem, które najczęściej nazywano słowem ONI. Wszystkie próby – najczęściej nieudane (’46,’56, ’68, ’70, ‘76) – owocowały refleksją, że trzeba być nie tylko niezłomnym i gotowym do poświęceń najwyższych, ale też solidarnym, by nie zadowalać się sukcesiątkiem cząstkowym, własnym.

Jakiś czas po „wpisaniu Solidarności w narrację świata” – ona sama popadła w dezorientację i dała się wpisać w Transformację, co po latach oceniam – nie ja jeden – jako rezygnację z plonu, odstąpienie od celu głównego Sierpnia, którym było poszanowanie godności ludzi pracy, rzeczywiste uspołecznienie gospodarki, polityczna suwerenność Społeczeństwa w jego wielo-wymiarowości.

Wiele wątków ma historia unoszenia z podłogi projektów Pierwszej Solidarności przez inne ugrupowania i organizacje, takich projektów jak Samorządna Rzeczpospolita, niezależność Polski od obcych mocarstw, ochrona polskości w gospodarce, obrona godnej płacy i godnego poziomu życia, gwarancje edukacji obywatelskiej. A przede wszystkim ochrona praw pracowniczych, Kodeksu Pracy i zdobyczy świata pracy oczywistych w Europie, a u nas „wygaszanych”. Doszło do tego, że Polska podzieliła się na „postkomunę” i „etosowców”, a rzeczywisty ciężar walki wzięły na siebie organizacje celowo marginalizowane, pełniące rolę wyszydzanych, podskakiewiczowskich „drobiazgów”.

Lewica – czy jak ich zwał – zajęta bardziej dobrym ustawieniem się w „nowym” niż lewicowością – nie widziała w Solidarności ruchu „mas pracujących”, sojusznika, tylko konserwatywną chadecję, więc odrzucała jej robotnicze i „oddolnościowe” projekty.

Inteligencja dostała „cieczki” w takich fałszywkach „świata demokratycznego” jak „swobodna konkurencja”, „wolność mediów”, „państwo stróżem nocnym biznesu”, „powszechna aktywność pozarządowa”. Dała się uwieść ideałom helleńskim, nie widząc, że to zmyłka teutońska. Dała się uwieść starorzymskim bajaniom o „państwie prawa”, nie widząc kleszczy w postaci lawiny procedur, standardów, norm, certyfikatów, dopuszczeń, rytuałów. I gotowa jest stać w tych pozycjach, nawet jeśli lęgną się tam patologie niczym króliki.

Dla Europy Polska stała się żerowiskiem, dokąd wysyłano łupieżców, którzy nie mieliby szans na funkcjonowanie w państwach „cywilizowanych”. Dla USA Polska stała się narzędziem w grze z Rosją i Europą. Dla Watykanu Polska stała się polem intensywnego umacniania zasobów politycznych i materialnych. Jednym słowem: Polska stała się prowincją, oswajanym zwierzątkiem głaskanym, łajanym i uczonym pozycji „służyć”, a „masy pracujące” zostały przeniesione do rubryki „ad acta”, czyli w obszar „były”. Że niby tak będzie nowocześniej i postępowo….

 

*             *             *

Dziś Solidarność jest już tylko przedmiotem „filatelistyczno-numizmatycznym”, a czynni politycy, w większości urodzeni po 1980 roku, wykradają sobie i legendę, i markę, i etos. Jest jedną z dwóch-trzech central związkowych, z niegasnącymi ambicjami politycznymi.

Przegapiła Solidarność moment, kiedy był czas na skonsumowanie (w tym pozytywnym znaczeniu) społecznego oburzenia związanego z działalnością „państw w państwie” i coraz większym „asortymentem” pogłębiających się wykluczeń. Kilkadziesiąt „środowisk” uprawiających łupiestwo kosztem Kraju, Ludności, Zasad. Kilkadziesiąt rodzajów wykluczeń, pogłębiających się, nabierających formuły „dziedzicznej”. I nic.

Przegapiła Solidarność moment, kiedy był czas nazwać po imieniu Rwactwo Dojutrkowe: w bandycki sposób rwacze skutecznie „konkurowali” z Przedsiębiorcami, doprowadzając ich do zgryzoty, po czym pozakładali izby, rozmaite samorządy – i każą się nazywać Przedsiębiorcami, czyli ukradli Przedsiębiorców z ich własnego imienia. Rwacz nie dba o „siłę roboczą”, o „kapitał ludzki”, ani w miejscu zatrudnienia, ani w miejscu zamieszkania, ani w sklepie z artykułami pierwszej potrzeby, ani w obszarze elementarnych usług.

„Masy pracujące” mają niewątpliwie w Polsce status „porzuconych”. Ani masowa emigracja zarobkowa, ani interwencje w rodzaju 500+ nie czynią „mas” podmiotem gospodarczym, pozostają one czynnikiem biznesu, i to „uciążliwym” dla „pracodawców”.

Szczęściem w nieszczęściu jest to, że obecne władze manifestują przywiązanie do wartości chrześcijańskich, a więc do Rodziny, Moralności, Maluczkich: Solidarność ten wymiar ideowości zawsze manifestowała, jak nie Matką Boską w klapie, to pomnikiem Trzech Krzyży czy uciekaniem się pod obronę Kościoła. Jeśli zatem „dobrze” sformułuje swoje działania związkowe – ma szansę uzyskać posłuch u Władzy, związany zresztą z ceną w postaci lojalności „propaństwowej”.

Jednocześnie Władze te uczestniczą w żenującej przepychance o sławę i chwałę w sprawie Pierwszej Solidarności – i mając w ręku rozmaite narzędzia – nie wahają się ich użyć. W imię Solidarności…?

 

*             *             *

Transformacja odcisnęła się na Polsce silną pieczęcią systemowo-ustrojową i mentalno-kulturową. Trwała mniej-więcej tyle, ile Dwudziestolecie Międzywojenne. I matkowała podobnym fanaberiom władzy, która z jednej strony nadludzkim wysiłkiem Ludności budowała wspaniałości, a drugą ręką doprowadzała Kraj do ruiny. Podobnie też „kończy”. Sanacją…

Tylko Lud, Świat Pracy, Masy – mają to co zwykle: rachunki do płacenia oraz obowiązek posprzątania i odbudowy tego, co padło w zamieszkach lub z zaniedbania oraz rabunku. Znikąd politycznej pomocy…