Walka z mitem terroryzmu

2015-11-29 06:52

 

Uprzedzę od pierwszej linijki, aby Czytelnik nie pomyślał, że się zapętlam, albo że zbaraniałem: terroryzm jako formuła „społecznego i kulturowego obcowania” ma się dobrze i coraz lepiej. Rzecz w tym, że obok terroryzmu „z krwi i kości” mamy do czynienia z mitem o terroryzmie i cała energia (niektórych) państw idzie w zwalczanie „tego czegoś”, o czym ów mit opowiada.

Terroryzm jest dziś powszechną, „normalną”, coraz bardziej zrozumiałą, coraz bardziej mającą „imprimatur” odgórne lub przyzwolenie społeczne formą obcowania społecznego, a szczególnie politycznego. Stawiam go obok alterglobalizmu i wolontaryzmu: te formuły też są realizowane „odgórnie” i „oddolnie”. Napisałem tak w notce „Niełatwo być terrorystą”, TUTAJ. Napisałem też tam:

Odpowiada mi pedialna definicja terroryzmu: to „użycie siły lub przemocy psychicznej przeciwko osobom lub własności z pogwałceniem prawa, mające na celu zastraszenie i wymuszenie na danej grupie ludności lub państwie ustępstw w drodze do realizacji określonych celów. Działania terrorystyczne mogą dotyczyć całej populacji, jednak najczęściej są one uderzeniem w jej niewielką część, aby pozostałych obywateli zmusić do odpowiednich zachowań”. W tej definicji mieszczą się:

1.       Opresja i/lub łupiestwo urzędów, organów i służb, a także funkcjonariuszy publicznych wykonujących zadania państwowe, wobec wytypowanych osób i grup, obywateli własnego państwa lub przyjezdnych, nierzadko z wykorzystaniem specjalnie po temu spreparowanych przepisów i procedur;

2.       Zamachy formacji mundurowych – jawnych lub sekretnych – na obiekty we własnym kraju lub za granicą, na obywateli własnego kraju lub cudzoziemców, masowo lub poprzez selekcję, mające charakter siłowego wprowadzania woli Państwa na terenie własnym lub obcym, z pominięciem obowiązujących procedur prawnych (w tym sądowych) i dyplomatycznych;

3.       Preparowanie zamachów stanu w krajach, w których miejscowe państwo nie sprzyja państwu dokonującemu zamach;

4.       Aneksja (bezprawna lub z użyciem spreparowanego prawa) ruchomości, nieruchomości i terytoriów, z powołaniem się na wyższą konieczność, nagła-niespodziewana, bez (należytej) rekompensaty, bez praktycznej możliwości sądowego dochodzenia sprawiedliwości;

5.       Eksperymenty wojskowe, medyczne, socjotechniczne na ludności własnej lub poza granicami kraju, bez uprzedniego powiadomienia oraz bez zamiaru późniejszego ich ujawnienia, nie mówiąc już o odszkodowaniach i zadośćuczynieniach;

6.       Ciemiężenie, represje, nieuzasadniona inwigilacja, nieuzasadnione zatrzymania i areszty, serwowanie zaplanowanych uciążliwości obywatelom własnego państwa lub przybyszom, poprzez ich odgradzanie, nękanie, opodatkowywanie bez potrzeby, dyskryminację, poniżanie;

7.       Zamachy (najczęściej tajne, np. skrytobójstwa), w tym porwania, na pojedyncze osoby, w kraju lub za granicą, w ramach zemsty za nieprawomyślność lub nielojalność państwową;

8.       Zamachy na obiekty publiczne, w tym obiekty państwowe-rządowe, mające charakter sabotażu i dywersji, nierzadko z ofiarami przypadkowymi lub zaplanowanymi pośród ludności;

9.       Zamachy, w tym porwania, na urzędników i funkcjonariuszy oraz na osoby powszechnie znane, w tym przywódców rozmaitych wspólnot (religijnych, ideowych, politycznych, gospodarczych, artystycznych, akademickich, medialnych);

10.   Wszczynanie rebelii separatystycznych albo antypaństwowych (antyustrojowych), będące reakcją na opresję i najszerzej pojętą niesprawiedliwość (obejmuje również okazyjne zamieszki towarzyszące ważnym świętom i zdarzeniom państwowym, religijnym, itp.);

11.   Sianie postrachu wobec osób, gospodarstw domowych, wspólnot sąsiedzkich, programowych, ideowych, narodowych, rasowych, religijnych;

12.   Pogromy, nagonki, chłosty, prześladowania, przemoc psychiczna, szykany, dyskryminacje, stalking, mobbing, bojkoty, ostracyzm, stosowane wobec pojedynczych osób i małych grup, zarówno „oddolnie” jak i „odgórnie”;

13.   Najszerzej pojęte hakerstwo, czyli pokonywanie zapór elektronicznych i teleinformatycznych w celu naruszenia integralności obiektów, urzędów, służb, organów albo w celach rabunkowych, niekiedy w celu ujawnienia skrywanej-manipulowanej prawdy na jakiś temat;

14.   Programowe, wynikające z przesłanek osobistych, emocjonalnych, ambicjonalnych, komercyjnych, z upierania się „przy swoim” – naruszanie praw obywatelskich i praw człowieka pojedynczym osobom lub niewielkim grupom przez urzędy, organy, służby (czyli urzędników i funkcjonariuszy oraz plenipotentów), a także przez podmioty komercyjne (pracodawcy, wierzyciele) i grupy przestępcze;

15.   Grabieże „z mocy prawa”, np. ściąganie opłat i podatków, rekiet, generowanie-preparowanie długów, egzekucje i windykacje, uznaniowe i niesprawiedliwe z założenia, mające charakter „więcierza mętnego”;

16.   Nadużywanie uprawnień służbowych, wykorzystywanie pozycji służbowej do realizacji – przemocą – osobistych celów przestępczych lub do „wyżycia się”, cynicznego i/lub sadystycznego;

17.   Strajki, blokady, manifestacje zakłócające normalny, codzienny, rutynowy tryb działania obiektów, infrastruktury, służb, organów, urzędów, przedsiębiorstw, terytoriów zamieszkałych, zwłaszcza jeśli odbywają się bez uprzedzenia;

Więcej niż połowa z tej listy – to działania, za które nie da się winić nikogo innego niż Państwo, które nie tylko samo uprawia podane działania, ale je programuje zalecając ich wykonanie, ułatwia mocą praw i procedur oraz certyfikatów, toleruje (niechętnie ściga, zamiata pod dywan), wywołuje prowokując świadomie lub poprzez brak wyobraźni.

I tu jest „pies pogrzebany”!

Gdzie te czasy, kiedy terroryzm ograniczał się do podtruwania i sztyletowania monarchów lub na zlecenie monarchów, może jeszcze do opresyjnych podatków, branek wojskowych i rabusiostwa na szlakach kupieckich!

Istoty terroryzmu, jaki obserwujemy dziś poprzez media, nie sposób pojąć (wraz z jego mityczną zasłoną dymną), zanim nie zajrzy się w zakamarki prapoczątków, dziś już nieodwracalnie zasypane piaskiem mitów jak staroegipskie artefakty. Pobawmy się zatem w archeologów.

Rysunek przedstawia zarys prehistorii terroryzmu, który jest niczym innym, jak konsekwencją niedrożności rozwiązań społecznych, od których oczekuje się zapobieganiu krzywdzie i jej powtarzalności.

Jedynie kwestią czasu jest samoobronny ruch (po)krzywdzonych, którzy dokonują takich aktów jak blokady dróg, strajki, chłostanie nieuczciwych zarządców i stróżów praworządności: nie zawsze uważa się to za akty terrorystyczne, choć spełniają one wszystkie „pedialne” kryteria terroryzmu.

Dygresja: kiedy zderzają się dwa sposoby pojmowania (np. przysłowiowy „cygan” bierze kurę pałętającą się przy drodze) – to mało-rolnik pozbawiony kury idzie do przysłowiowego „rabego”, który rozstrzyga najlepiej jak można: „cygan” zostanie publicznie napiętnowany i musi oddać jakąś kurę w zamian za tę już zjedzoną. Ale to wspaniałe rozwiązanie ma wadę: „cygan” wszak nie hoduje kur, więc albo odda kurę znów skradzioną komuś innemu, albo – jeśli jakimś cudem zacznie hodować – odda po jakimś czasie. Pokojowa i ucywilizowana instytucja „rabego” okazuje się niepoważna w skutkach, choć przecież jej decyzji nie sposób podważyć jako najlepszych z możliwych.

W Polsce spazm Samoobrony ustąpił przed „totalnym” przyzwoleniem systemowo-ustrojowym na krzywdzenie. Podkreślmy, że elementarne poczucie sprawiedliwości jako idea nie ma materialnego przedstawienia, jak idea książki, łopaty, pola, kury: jest więc pojęciem, nad którym znęcają się i z którym baraszkują „zawodowi inteligenci”, a nie zwykli ludzie. Dlatego trudno jest owym zwykłym ludziom formułować idee przeciw krzywdzie, reagują „po zwierzęcemu” najpierw się skarżą „rabemu”, potem idą wyznaczać nowe granice sprawiedliwości, pokonując człowiecze i społeczne hamulce.

Drugi rysunek pokazuje sytuację „dzisiejszą”, kiedy prehistoryczna geneza terroryzmu – choć wciąż powtarzana w świecie monopoli gospodarczych i politycznych oraz medialnych – odchodzi do lamusa, a przeciętny czytelnik, słuchacz i widz ma na oku i na co dzień tylko „zbójeckie organizacje” i w reakcji „państwowe porządki” związane z terroryzmem. Taki obraz jest mylący, bo ustawia (z wielką pomocą mediów) każdego terrorystę w pozycji szaleńca głodnego krwi i „enemę” zagrażającą „wsi spokojnej, wsi wesołej”.

W ten sposób mity o terroryzmie produkowane w mediach na użytek „terroryzmu odgórnego” wypierają to, co konstytuuje terroryzm i jest bliższe prawdy. Pisałem we wspomnianej notce: mediaści, ludzie masowego przekazu działający dla kasy lub z pobudek polityczno-ideowych (albo po prostu tępi), wedle upodobania lub wedle instrukcji nazywają coś terroryzmem lub inaczej. Mieszają ludziom w głowach – i tak spreparowanych wpędzają w rozmaite zachowania albo w objęcia dziwnych „racji”. 

Zwrócę uwagę na najbardziej współczesne ogniwo łańcucha przedstawionego na powyższych rysunkach: terroryzm uprawiany przez Państwa (choćby tylko ten będący reakcją na terroryzm „oddolny”) – nie jest w stanie skutecznie zwalczyć terroryzmu, jeśli wciąż od nowa mamy do czynienia z racjami prehistorycznymi: krzywda, bezsilność i statystyczna istotność zdarzeń naruszających elementarne poczucie sprawiedliwości (nie mające – powtórzmy – materialnego przykładu, tylko rozważane przez zawodowych inteligentów). Jedynym poważnym podejściem do „likwidacji” terroryzmu jest powrót do prehistorii i zniwelowanie paradoksalnej bezradności przysłowiowego „rabego”, by jego genialne „wyroki” nie budziły paradoksalnego „echa”. Ale kto to wytłumaczy monopolom politycznym i gospodarczym, a zwłaszcza „odgórnym” organizacjom terrorystycznym, takim jak siły specjalne, skarbówka, windykatorzy (z komornikami na czele), państwo w państwie (to o wymiarze „sprawiedliwości”)?

Zatem dzieją się procesy przerastające zdolność pojmowania szaraka: piszę o tym w notce „(Będzie) terrorystów wielu”, TUTAJ (obszerny cytat):

Zauważam, że od kilkudziesięciu, a szczególnie od kilkunastu lat, specjaliści od doktryn i ideologii – zapewne celowo – nie umieją powstrzymać oburzenia i niesmaku wobec terrorystów, czyli osób, grup i organizacji, które metodami siłowymi i z zaskoczenia, nie bacząc na „skutki uboczne”, próbują osiągnąć jakieś bardzo konkretne cele albo zwrócić uwagę na siebie i swoje problemy.

Generalnie opisuje się te osoby, grupy i organizacje jako potworów i szajbusów zarazem. Pozbawia się ich – wizerunkowo – wszelkich pozytywów moralnych, politycznych, społecznych, a nawet estetycznych. Widział ktoś w telewizji terrorystę – eleganckiego dżentelmena?

Ja zaś, nie będąc w żadnej mierze fachowcem od terroryzmu – twierdzę dwie rzeczy, wydające mi się kluczowymi dla zrozumienia tego fenomenu:

1.       Terroryzm w takiej samej mierze dotyczy „oddolnych”, którzy swą bezsiłę, determinację i straceńczą rozpacz wyrażają w aktach niszczycielskich i nieludzkich, jak też „odgórnych” (aparat państwowy), którzy metodami terrorystycznymi załatwiają „na skróty” sprawy wymagające dysputy i czynnego powszechnego przyzwolenia;

2.       Terroryzm był, jest i będzie amoralnym „wyjściem zapasowym” dla wszystkich „oddolnych” i „odgórnych” degeneratów, ale też twórców doktryn i przywódców, którzy mają we krwi rozwiązywanie rozmaitych kwestii „raz a dobrze”, którzy głoszą, że najlepszy przeciwnik – to przeciwnik unicestwiony;

Byłbym tu sprawny w cytowaniu swoich niegdysiejszych notek, ale są portale, które zakazują „reklamowania” w postaci przytaczania linków. Więc pozwolę sobie na auto-cytaty.

Terroryzmem jest prewencyjne szkolenie specjalnych formacji zbrojnych do walki z niezadowolonym tłumem (zamiast znajdowanie ekonomicznych, społecznych czy politycznych sposobów na to, by takie tłumy się nie rodziły). Terroryzmem jest atakowanie obiektów i osób z tzw. dronów (bezzałogowych samolotów niepostrzeżenie inwigilujących i niszczących cele, bez dochodzeń, wyroków i całej tej sądowej biurokracji chroniącej obwinianego przed wyrokiem). Terroryzmem jest tworzenie enklaw – często w krajach trzecich – w których „zawieszone” są prawa człowieka (ten eufemizm o zawieszeniu oznacza traktowanie przeciwnika – niekiedy domniemanego – jak …). Terroryzmem jest prewencyjne zamykanie ludzi w aresztach pod pretekstem, że mogliby zrobić coś złego w jakiejś sprawie, z okazji jakiegoś wydarzenia medialnego. Terroryzmem jest powszechne, niemal „instytucjonalne” przyzwolenie na to, by osoby zatrzymane „do jakiejś sprawy” oraz aresztantów bito, poniżano, zastraszano, pozbawiano czci – w Polsce chodzi nie tylko o „areszty wydobywcze”, ale też o powszechną praktykę „na dołkach”. I tak dalej. Terroryzmem są najazdy jednych państw na drugie, poprzedzone najczęściej sfabrykowanymi „dowodami” na to, że tam są przygotowywane wrogie działania i trzeba się „bronić zawczasu”, a potem wychodzą na wierzch rzeczywiste, polityczno-gospodarcze interesy. Terroryzmem były naloty dywanowe na Drezno czy zrzucenie bomb na Hiroshimę i Nagasaki. Warto w tym symbolicznym miejscu przytoczyć mój koncept paradoksu Enola Gay: TUTAJ.

Spróbujmy przeżyć na nowo dwie dość dobrze w różnych aspektach rozpoznane i przeżyte (moralnie, intelektualnie, estetycznie) zbrodnie: jedną z nich niech będzie morderstwo dokonane przez „pospolitego” nożownika, drugą jest osławiony akt zrzucenia (po raz pierwszy w realnych warunkach bojowych) bomby zwanej atomową na japońskie miasto. 

Z rąk nożownika ginie jedna ofiara. Może dwie. Od bomby atomowej ginie kilkaset tysięcy mieszkańców, w ruinę zamienia się niemałe miasto, a trauma psychiczna i immunologiczna rozciąga się na kilkadziesiąt lat. A mimo to nożownika wszyscy postrzegają jako potwornego zbrodniarza, pilota zaś (lub jego dowódców i mocodawców) otacza (przy dyskutowanym potępieniu aktu bombardowania) aura zrozumienia, wyrozumiałości, uznania, że działał w Systemie. 

Coś w tym jest: aby stanąć „oko w oko” z ofiarą i porwać się na jej życie – musi mieć miejsce jakiś niezwyczajny akt mentalno-psychiczny, zwyrodnienie charakteru, amok (afekt), coś nieludzkiego, nie-humanitarnego. Aby posłać na miasto bombę atomową, lub choćby zwykłą bombę albo pocisk armatni – wystarczy każdemu człowiekowi godnemu szacunku być dobrze wyszkolonym technicznie oraz „niewinnie” uwikłanym w wojenno-wojskowe gry: podległość służbowa i nadzwyczajna (wojenna) sytuacja usprawiedliwia, a nawet uzasadnia niemal każdą zbrodnię. 

Zbrodnia atomowa jest o niebo potworniejsza w skutkach – ale zbrodniarz ma szansę na zrozumienie i przebaczenie. Zbrodnia nożownicza jest o niebo skromniejsza – ale nożownikowi grozi nawet kara śmierci albo lincz. Zatem zbrodnia atomowa jest bardziej człowiecza, można nawet zaryzykować określenie „humanitarna” dla sprawcy, a zbrodnia bezpośrednia jest nieludzka, obrzydliwa. 

Dodam: ostatnio w coraz powszechniejszym użyciu sił amerykańskich są tzw. drony albo predatory, czyli bezzałogowe lotnicze urządzenia bojowe wielkości od kilku kilogramów do kilku ton: potrafią one niepostrzeżenie śledzić z wysoka jakiś „obiekt”, po czym go zniszczyć. W ten sposób „zlikwidowano” już, bez zbędnych  sądów i wyroków, mnóstwo obiektów uznanych za wrogie i niemało osób uznanych za zbrodniarze. Podobno demokracja na tym nie ucierpiała. Ja zaś widzę rychły proceder selekcji politycznej, w tym dyplomatycznej. 

Tak wygląda paradoks Enola Gay, który stosunkowo łatwo możemy przenieść na rozważania o stosunkach ekonomicznych i politycznych. Zaczniemy je od oczywistej już konstatacji, że złodziej kieszonkowy albo inny ktoś, kto bezczelnie, brutalnie eksploatuje owoce cudzej pracy w sposób dosłowny, bezpośredni, jest w oczach poliszynela innej, gorszej marki, ma inny, gorszy wizerunek niż ktoś, kto czyni to samo za pośrednictwem rozmaitych mechanizmów „uklepanych” i akceptowanych społecznie, zobiektywizowanych, słowem: instytucji. Więcej: uprawiający wyzysk na małą skalę, ale ewidentny, najczęściej jest źle widziany zarówno przez opinię publiczną, jak też przez obowiązujące prawo i jego dysponentów/redaktorów, natomiast ktoś, kto masowo i znacznie wyzyskuje z pozycji zarządu korporacji, urzędu, funduszu, banku – tym bardziej jest nobilitowany i nagradzany za ów wyzysk, im większą osiągnął przez to rentowność „swojej” firmy. 

Na wyzysk geszefciarski „jest paragraf”. Zgodnie z unormowaniem art. 388 § 1 K.c. „jeżeli jedna ze stron, wyzyskując przymusowe położenie, niedołęstwo lub niedoświadczenie drugiej strony, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia, druga strona może żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia, a w wypadku gdy jedno i drugie byłoby nadmiernie utrudnione, może ona żądać unieważnienia umowy”. 

Ale za wyzysk strukturalno-systemowy – są beneficja dla prezesów firm, przyznawane w postaci tytułów (np. najprężniejsza firma) i tantiem.

Wróćmy do spraw „terrorystycznych”. Jak zaklasyfikować walkę ekologów z wielorybnikami?

Czytelnicy, którzy zaglądają w miejsca, gdzie pisuję, przyzwyczaili się już pewne do mojego twierdzenia, że świat polityki globalnej (można powiedzieć: Historia) odchodzi już powoli od trój-podziału na tradycyjne fenomeny-formacje (Konserwatyzm, Prawicowość, Lewicowość), a przegrupowuje się na inne, bardziej „globalne”: Alterglobalizm, Wolontaryzm, Terroryzm. Dajmy rys historyczno-futurystyczny.

Konserwatyzm – to formacja porządkująca sprawy gospodarcze, społeczne, polityczne, kulturowe, edukacyjne – w oparciu o odniesienia transcendentalne (religijne), z Opatrzności, Wszechmądrości, Wszechdobroci czerpie legitymizację ziemskich i doczesnych hierarchii, których „głową” jest najczęściej Patron: powołując się na owego Patrona i przypisywaną mu Super-Sprawiedliwość „odgórni” żądają lojalności i podporządkowania płacąc za nie łaskami i przywilejami oraz „inmatrykulacjami”. W ten sposób regulują ład społeczny oparty na Sumieniu. „Oddolni” konserwatyści roszczą sobie odsunięcie doczesnych pośredników w kontakcie z Opatrznością, na tym tle dochodzi do schizm i sekularyzacji.

Prawicowość – to formacja anty-konserwatywna udająca konserwatyzmu „wyższą” formę (modernizacyjną), odrzucająca opatrznościową legitymizację spraw doczesnych, promująca grę wszystkich ze wszystkimi o wszystko oraz zasadę „zwycięzca bierze wszystko” (i dzieli między „swoich”). Oparta jest na krańcowym nihilizmie, w który wplecione są podstępnie „wyznaczniki eternalne”, takie jak Wolność, Sprawiedliwość, Prawo, Honor, Zasady, Dobro, Piękno, Prawda, redagowane jednak cynicznie i przede wszystkim publikowane jako rzeczywiście obecne, z podaniem starannie spreparowanych przykładów, „dowodów na istnienie”. Prawicowość „stawia na indywidualizm” jednocześnie generując monopole „koszarujące” ów indywidualizm.

Lewicowość – to „korekta” Prawicowości w duchu Sprawiedliwości (społecznej). Zakłada, że ostatecznym suwerenem społecznym i gospodarzem „wszystkiego co jest” – jest Społeczeństwo, stąd propaguje społeczne rozwiązania samorządowe i gospodarcze rozwiązania spółdzielcze (Państwo ma obumrzeć), poszukuje też rozwiązań adoptujących tzw. bezpośrednią kontrolę społeczną do skali „szerokich horyzontów” społecznych i gospodarczych. Jak dotąd formuły państwowe lewicowości przeistaczają się w hierarchie konserwatywne (religia zastąpiona jest tu ideologią Człowieka Uspołecznionego), zaś formuły „oddolne” stają się roszczeniowe, aż do skrajności (np. związki zawodowe), stają się konserwatywne a’rebours (nie mecenas nam łaskawie daje, tylko my żądamy od mecenasa).

Powyższe trzy formacje wyrosły pośród Ludzkości w podanej wyżej kolejności, przy czym – z punktu widzenia tzw. Postępu Cywilizacyjnego – Prawicowość porusza Ludzkość „z impetem wstecz”, zaś Lewicowość nigdzie jeszcze i nigdy nie dojrzała, zawsze popada w formułę „a’rebours” w stosunku do Konserwatyzmu albo Prawicowości.

Gotowe są już przesłanki nowych fenomenów-formacji (spokojnie, Czytelniku, takie przemiany trwają dziesiątkami i setkami lat).

Wolontaryzm – to formacja łącząca opatrznościowe elementy Konserwatyzmu oraz humanistyczne elementy Lewicowości. Pojawia się albo jako „społeczna delegatura” organów państwowych, znajdując oparcie w ich Budżetach, albo jako spontaniczny ruch lokalny lub lobbystyczny. Przywołuje zmodernizowane wartości „nadrzędne” (przypisuje im ową nadrzędność) i powołując się na nie interweniuje „punktowo” (załatwiając jakąś ewidentną, dosłowną sprawę) albo „globalnie” (projektując i lobbując na rzecz rozwiązań „lepszych”. Programy wolontariackie są najczęściej „pisane” Dużymi Literami”, są egzaltowane i miłosierne w treści i formie.

Alterglobalizm – to formacja niezgody na jedną „zafiksowaną” ścieżkę rozwoju, na monopol ideologiczny (konserwatywny, prawicowy, lewicowy) zamykający drogę innym rozwiązaniom, być może lepszym. Największym wrogiem Alterglobalizmu jest wszelki Monopol, stąd żywiołem tej formacji jest „ruch-tygiel-nierazbiericha”. W swojej wersji „odgórnej” Alterglobalizm przejawia się w formule „niezaangażowania” (w globalne systemy monopolizujące, kanalizujące), w wersji „oddolnej” zaś przejawia się w formule „zrzeszenia zrzeszeń”: myśl globalnie, działaj lokalnie. Generalnie alterglobaliści podważają racje wszelkich sieci, struktur, systemów.

Terroryzm – to formacja wyrastająca z bezsiły wobec „cywilizacyjnego dorobku” Ludzkości, który nie dość, że spowalnia wszelkie, nawet oczywiste procesy (biurokracja), to jeszcze rodzi samodzielne interesy (nad-interesy, biurokratyzm), zamiast jedynie służyć Ludzkości. Terroryści kierują się misją przywrócenia oczywistości temu, co oczywiste. Tu nie chodzi o to, czy mają merytoryczną rację (np. obawiając się wielokulturowości, albo zdominowania przez silniejszego, albo pluralizmu grożącego „anonimowością” tego co różnorodne). Chodzi o to, że procesy „dochodzenia do czegokolwiek” są rozwlekłe i zaprzeczają temu, czemu mają służyć: Sprawiedliwości, Samorządności, Prawdzie.

Zauważmy:

1.       Konserwatyzm i Wolontaryzm – to formacje pozytywistyczno-konstruktywne;

2.       Prawicowość i Alterglobalizm – to formacje hedonistyczno-oportunistyczne;

3.       Lewicowość i Terroryzm – to formacje roszczeniowo-autorytarne;

Powyższe podobieństwa nie oznaczają, że Wolontaryzm jest (będzie) spadkobiercą Konserwatyzmu, i tak odpowiednio dalej. Przeszłość i Przyszłość nie są do siebie nijak podobne, ich paradygmaty nie są w stanie „pokrewieństwa”. Świat, który nastąpi, naprawdę jest nam nieznany, współczesny człowiek z trudem by się w nim odnalazł.

Jeszcze raz podkreślmy, że tak jak tradycyjne fenomeny-formacje, tak też Wolontaryzm, Alterglobalizm i Terroryzm mają swoje „asocjacje oddolne” i „odgórne”. Są też (będą) NORMALNYMI i RÓWNORZĘDNYMI fenomenami kulturowymi, politycznymi, społecznymi. PODKREŚLMY: RÓWNIEŻ Terroryzm będzie – może pod innymi nazwami – swoiście normalnym sposobem zarządzania rzeczywistością. Polecam rysunek, zamieszczony w notce sprzed lat, TUTAJ: Czytelnik jest proszony o „nawinięcie” planszy z prawej strony rysunku na walec z lewej strony rysunku, wtedy łatwiej będzie zrozumieć podobieństwa „sąsiadujących” formuł opisywanych na rysunku.

Jeśli dziś – wróćmy do medialnych kampanii nt. terroryzmu – próbuje się wywołać strach i pogardę wobec takich terrorystów jak Breivik, Assange, Che, Carlos, Ibn Laden, Arafat, Dudajew, takie organizacje jak Świetlisty Szlak, Czerwone Brygady, Czarny Wrzesień, Ku-Klux-Klan, ETA, IRA, Hamas, Partia Pracujących Kurdystanu, Falun Gong, OAS, RAF, karbonariusze, fenianie, sztyletnicy, Los Solidarios, Sturmabteilungen – to zawsze pada pytanie, czy osoby te i organizacje są świadectwem zwyrodnienia, czy reakcją na terror „odgórny”, czy po prostu dowodem na słabość albo wredność Państwa.

Czyż nie jest organizacją terrorystyczną mityczna niemal „Legia Cudzoziemska”? Czyż takie państwa jak USA, Izrael, Rosja, a nawet Francja czy Polska nie są „zbyt skłonne” do rozwiązań terrorystycznych-odgórnych, w miejsce przyzwoitej, gospodarskiej analizy „prehistorycznych” źródeł terroryzmu? Tylko realne, po ludzku odczuwalne powstrzymanie masowego naruszania elementarnego poczucia sprawiedliwości odetnie (zwłaszcza) zbójeckie organizacje terrorystyczne od społecznego poparcia, a przynajmniej „zrozumienia”. Stać nas na to, czy wolimy, by pleniły się rozpaczliwe, a potem zorganizowane akty terroryzmu? Czyż długa jak wąż historia włoskich mafii niczego nas nie uczy?

Ostatnio powiada się, że terroryzm tym różni się od – identycznych przecież – działań państwowo-odgórnych, że te ostatnie starają się „chirurgicznie” wymierzać sprawiedliwość wyłącznie podejrzanym, a ci „oddolni” celowo atakują niewinne ofiary przypadkowe. No, nie chce mi się nawet tego komentować.

Wiecie co? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby te ruchy „indignados” w Polsce, które nie dają się „cywilizować” lub „rozproszyć” albo „zniechęcić” – były infiltrowane przez państwowe służby i wyłuskiwani z tych ruchów straceńcy byliby „podpuszczani” ku aktom terrorystycznym. Przewrotny cel infiltracji i podpuszczania – oczywisty, nieprawdaż? Piszę o tym, bo właśnie dziś wezmę udział w ukonstytuowaniu się kolejnej iteracji ruchu Oburzeni.