Wiersz z powielacza
WIERSZ Z POWIELACZA
Myśmy idioty wierszem
Odbitym na powielaczu
Stąd dobre dla nas miejsce
Drogi kolego – w sraczu
Pierwsze dwa wersy wyżej
Gintrowski kiedyś śpiewał
Dalej zaś – to już mądrość
Co we mnie wciąż dojrzewa
Najpierw więc metafora
Zdolnego Przemysława
Że niby każdy jakoś
Niedorobiony stawa
Że ktoś nas pacnął jakby
Zużytą akwarelą
Ani to – panie ładne –
Ani nie warte wiele
Oraz jak kropka w kropkę
Żeśmy łatwo-zmywalni
A nie jak chce Maryla
Na świat nieprzemakalni
Bogiem a prawdą – patrzaj –
Nie takie to nieszczęście
Gdy więcej wciąż frasunków
I ludzi coraz gęściej
I człek nad człeka staje
I urząd go przyciska
Ciągle ktoś kogoś łaje
Wciąż klątwy i wyzwiska
Wciąż niżej upadamy
Brakuje tylko kroku
By wylądować pięknie
W jakowymś dna rynsztoku
A z perspektywy sracza
Że brzydko się wyrażę
Wszyscyśmy są jednacy
Te same mamy twarze
Gorzej już być nie może
Niż tu, na dnie latryny
Gdzie w ciszy i w skupieniu
Oddają mocz i szczyny
Co prawda wszystko lepkie
I zapach nie od Diora
Ale tu wszyscy wiedzą:
Wyżej podążać pora
Z gówna się wykaraskać
Otrzepać z ludzkich przywar
Od nowa wszystkie sprawy
I rzeczy ponazywać
Dlatego – choć niedobre
Dziś mamy położenie
Kapitał za to mamy:
Gówniane doświadczenie
I choć jedyna droga
Ku górze tędy wiedzie
Gdzie ktoś w potrzebie wielkiej
Nad nami srając siedział
To jednak spójrzmy na to
Z oddolnej perspektywy
Toż to światełko nasze
W tunelu jako żywym
Kto żyw – ten do roboty
Po nowe sięgać życie
Nie siedzieć dalej w kupie
I na spłuczkę nie liczyć
No, chyba że ten pobyt
W krainie wiecznych czarów
Niczego ci nie przyniósł
Prócz gęstych tu oparów
No, chyba że twa mądrość
Że zawsze cieplej w smrodku
Zatem chcesz całe życie
Już spędzić w tym wychodku