Wilczydło

2012-11-21 07:18

 

 

Znalazłem na FB: „Nie możesz być zbyt dobrze przystosowany i nadal mieć coś ciekawego do powiedzenia...”. Podobno to refleksja Charlesa Bukowskiego. Dziękuje Basi Czarneckiej.

Będzie o Piechocińskim, który pierwszy raz w życiu doświadcza, jak działają siły i interesy, których wcześniej może nie domyślał się, jadąc w kapsule politycznej, nie mając na nią spojrzenia „z boku”. O takich siłach wiedzą dobrze – łamiąc sobie na nich zęby i życiorysy –najwięksi gamblerzy (właśnie do nich dołączył) oraz ci, którzy z uwagą śledzą politykę, nie wchodząc do niej, nie będąc wpuszczanymi w te rewiry. Kto jest na pokładzie – nie ma szans, bo codzienna bieżączka skutecznie ich oślepia. Najwyżej „czuje”, tak jak kierowca czuje drogę poprzez siedzenie, siedząc wewnątrz pojazdu.

Janusz P. jest dla ludowców „swojakiem drugiego sortu”. Do „pierwszego sortu” zaliczają się Gospodarze, którzy późne dzieciństwo i wczesną młodość spędzili jako parobkowie własnych rodziców, a potem weszli do polityki najczęściej poprzez funkcję wójta, wcześniej zdobywając wykształcenie. Należą też tutaj ci wychowankowie wsi i małych miasteczek, którym udało się odnieść sukces w biznesie rolniczym i okołorolnym: sady i ogrody z chłodniami, wielkie hodowle, duże składy i przechowalnie (np. elewatory), przetwórnie zboża, warzyw i owoców, nabiału, mięsa, przedsiębiorstwa budownictwa rolnego, hurtownie obsługujące produkcję rolną, agroparki maszynowe. Należą też pochodzący z prowincji ludzie największego sukcesu w nauce (profesorowie), polityce (kluczowe funkcje w Państwie), w sporcie i w sztukach artystycznych (patrz: Wojciech Siemion).

Piechociński nie pracował w gospodarstwie co dnia przed szkołą i po szkole, a jako dorosły samiec nie ma ani hektarów, ani stada, ani chłodni, ani przetwórni, nie jest uczonym w dziedzinach rolniczych, nie dochrapał się profesury, nie jest medalistą olimpijskim albo wziętym artystą charakterystycznym. Top-sukces w polityce dopiero go czeka i nadal jest niepewny.

Od lat gra w pierwszej lidze PSL-u. Zawsze jednak jako ten ktoś kto niepokoi. Trzeba było kilku kadencji poselskich i ciężkiej pracy popartej powstrzymaniem się od pokus, by stał się – na przykład dla mediów – osobą wartą zapraszania i mającą tzw. kulturę medialną. W tym miejscu powtórzę niczym mantrę: jak dotąd nie ma na niego „haka”, bo ani nie wdawał się w interesidła, ani nie szukał przygód męskich, ani nie dał upustu jakimś nieprzyzwoitościom, również politycznym. To rzadki model w polityce, dlatego trochę wykurzający. To był powód, dla którego miałem wątpliwości, czy mu się uda stanąć na czele dużej firmy, która zawsze była pełna „załatwiactwa”.

Kiedy jednak wygrał ludowe wybory (kto wie, może pomógł mu tzw. anty-elektorat Pawlaka) – wywołał reakcję „perystaltyczną”, której nie spodziewałbym się po Pawlaku, mającym wszak ambicje witosowe.

Dopiero teraz widzę coś, na co nie zwróciłem wystarczającej uwagi 20 lat temu: Pawlak wszedł do Polityki jakoś tak… PSL w dzisiejszej formule organizacyjnej powstało na Kongresie Jedności Ruchu Ludowego 5 maja 1990, wieńczącego trzyletni proces dojrzewania do zjednoczenia odłamów „tuż-powojennych”, „solidarnościowych” i „PRL-owskich”. Ale w rok później zwołano Kongres, na którym Prezesa Romana Bartoszcze potraktowano niczym niepokornego wykonawcę „zadań zleconych”.

Pawlak – dziś naprawdę sprawny menedżer – w polityce pojawił się nie tylko jako ten, kto „ukradł pierwszy milion polityczny” (kto dziś pamięta, że Bartoszcze został siłą wyprowadzony z prezesowskiego gabinetu?), ale też ten, kto tym samym sposobem sięgnął po „polityczny pierwszy miliard” (Pawlak za Olszewskiego, czyli dojrzalsza kopia poprzedniego „zagoworu”). Coś tam musi być w tej NZS-owskiej przeszłości. Historia zna wiele takich postaci, które zaczęły nieprzyzwoicie, a potem urastały do formatu pomnikowego. Może tak musi być.

Może zatem dość zwarty front przeciw-piechociński, z udziałem całego establishmentu politycznego, jest wywołany tym, że Piechociński wygrywając wewnętrzne wybory w Stronnictwie, przerwał jakiś „fajny proces” polskich elit? Wtedy łatwiej jest zrozumieć tę nielogiczną i straceńczą z pozoru rejteradę Pawlaka z funkcji państwowych oraz jego komentarz, że „ma gdzie pracować”. I pośpiech, z jakim Tusk wszystko pozamiatał, choć to nie prywatnie Pawlak, a kolegialnie koalicjant deleguje i odwołuje swoich przedstawicieli w rządzie. Ale obym tu się mylił.

Jeśli jednak się nie mylę – to podpowiadam Januszowi, by nie przepraszał za to że żyje, by nie udawał, że wokół ma samych przyjaciół. By sięgnął po tradycję ruchu ludowego, tę bez konserwantów By zapoznał się z najbardziej znanym dziełem Machiavellego, pamiętając, że autor ten był serdecznym apostołem Ludu i Demokracji (patrz: koncept Multitude), ale znał realia, np. różnice między Savonarolą i Borgią.