Wkładka

2015-01-11 07:19

 

Popieram gorąco fakt wystawienia Pani dr M. Ogórek w najbliższych wyborach prezydenckich. Nie popieram jej dziś jako kandydatki, ale fakt jej wystawienia popieram całym sobą.

Wyślę tę notkę kandydatce kanałem „prywatnym” (nie znamy się osobiście), jako dowód dobrych intencji.

Głowa Państwa – to na całym świecie organ ulokowany stosunkowo wysoko (ale nie najwyżej) w strukturze administracyjno-legislacyjno-politycznej. Jak to jest w Polsce – dałem wyraz TUTAJ. A kiedy w moim blogu wpisać „głowa państwa” – wyskakuje ponad 900 notek (patrz: TUTAJ).

Polska swoich prezydentów i sam urząd traktuje od stulecia nieco niepoważnie. Józef Piłsudski odebrał temu organowi atrybuty demokratyczności, sam siebie mianując najpierw Tymczasowym Naczelnikiem Państwa, a potem z pozycji Naczelnika – Marszałkiem Polski. W maju 1926 dokonał zamachu odsuwając Prezydenta St. Wojciechowskiego. I za chwilę odmówił Zgromadzeniu Narodowemu przyjęcia funkcji Prezydenta. Gabriela Narutowicza zastrzelono. Kilkudniowymi prezydentami-in-spe na uchodźctwie byli E. Śmigły-Rydz i B. Wieniawa-Długoszewski. Nieco więcej powagi przydawał urzędowi na uchodźctwie Wł. Raczkiewicz. Kiedy kolejny – A. Zaleski – przyspawał się do stołka, powstała na emigracji Rada Trzech, działająca bez rzeczywistych prerogatyw, podobnie jak potem kolejni prezydenci. Ostatni z nich przekazał insygnia pozbawione prerogatyw, mające znaczenie symboliczne – Lechowi Wałęsie. W międzyczasie urząd Prezydenta przez dwie kadencje powojenne był stalinowską agenturą pół-okupacyjną (B. Bierut). Okrągły Stół przyniósł – jako jedną z kontrowersyjnych kotwic dla przemian ustrojowych – prezydenturę Wojciecha Jaruzelskiego.

Kontrkandydatem Lecha Wałęsy był w wyborach 1990 r. Stanisław Tymiński, ogniskujący na sobie racje społeczeństwa zaskoczonego szokowymi przemianami, ale mający żadne kwalifikacje do tej roli. Sam Wałęsa – podobnie jak Polska – uczył się prezydentury na żywym ciele ówczesnej rzeczywistości, uczył się zresztą ani pilnie, ani grzecznie, ani poważnie.

Dziesięcioletnie „rządy” Aleksandra Kwaśniewskiego przebiegały sprawnie, co przyznają wszyscy, choć sam AK miewał kłopoty z goleniami i chorobami filipińskimi, z szacunkiem do symboli (eksces Siwca), a wcześniej z rozporkiem (M. Domaros), wprowadził też do ceremoniału i codzienności swoisty dwór, umacniając instytucję Pierwszej Damy wbrew Konstytucji. Lech Kaczyński dał wyraz stosunkowi swojej formacji do urzędu, meldując po elekcji „wykonanie zadania” bratu, przywódcy formacji. Bronisław Komorowski – nie dość, że delegowany przez D. Tuska do iluminacji „pod żyrandolem”, długo uczył się ortografii i taktu i nienadętego tonu wypowiedzi.

Nie obyło się bez osobliwostek: na urząd kandydował producent wkładek ortopedycznych (promując swój biznes), satyryk, złotnik z partii przyjaciół piwa, ale i człowiek głoszący pragnienie „aby nic nie było”. 

Na tym tle kandydatura M. Ogórek jest pozytywnie intrygująca. Obyta w środowisku akademickim, politycznym i medialnym, choć w żadnym z nich nie powala jako przywódca czy „samiec alfa”. Po prostu dobrze opanowała konwencję „orientuj się”. W tej konwencji odczytuję jej zgodę na kandydowanie.

Kobiet sprawujących najwyższe urzędy świat zna niemało. Magdaleny Ogórek nie pozna: chyba że zaserwuje sobie ona autoprzemianę i wizerunek kotki (nie szydzę) przeistoczy w wizerunek zaangażowanej społeczniczki, choćby na podobieństwo Barbary Nowackiej (dlaczego mam przeczucie, że ta ostatnia odmówiła?).

Jak dotąd lista kandydatów krystalizuje się w gronie Duda-Ogórek-Jarubas-Komorowski. Nie trzeba być stronnikiem Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego czy Tuska, żeby rozumieć, że cała obecna czwórka kandydacka razem wzięta z trudem „waży” tyle ile każdy z czwórki przywódców z osobna. I co bardzo ważne: jedynie Komorowski z tej czwórki pasuje dziś jakoś do słowa „przywódca”, i to dzięki prawie 5-letniej kadencji.

Ale może tak być musi.

Niech Magdalena ogórek pokaże, że ma coś do powiedzenia w sprawie najważniejszych wyzwań polskich i globalnych (a to nie jest niemożliwe) – wtedy będę pierwszy, który zgłosi się do jej sztabu.

Niech pokaże – przepraszam za szczerość – że nie jest maskotką liniejącego Kanclerza.

Na wszelki wypadek podpowiem swoje dwie notki: „Prezydent stróżem obywatela” TUTAJ i „Wolna wola” TUTAJ. Z przestrogą, że im słabszy będzie Prezydent – tym mniej przezroczysta będzie sama Władza zawiadująca Krajem i Ludnością.