Wrogie przejęcie w Sejmie? Pacanowa ciąg dalszy

2013-12-05 11:44

 

Oto media obiegła wieść, że kilkudziesięcioosobowa grupa posłów „napłynęła” do zespołu parlamentarnego i – korzystając z procedur głosowaniowych – przejęła kierownictwo w tym zespole, nie mając innego niż „wygaszający” pomysłu na dalszą pracę tego zespołu.

Niezależnie od tego, jak definiowany jest proceder wrogiego przejęcia (najczęściej chodzi o manipulacje upoważnieniowo-kapitałowe w biznesie[1]), zawsze mamy do czynienia z działaniem politycznym: jeden „układ” chce wyprzeć inny „układ” z pozycji formalno-prawnych umożliwiających kontrolowanie całości działań interesujących rywali. Albo inaczej: wrogie przejęcie oznacza zmianę „gospodarza” celu (biznesowego, politycznego, artystycznego) wbrew woli dotychczasowego „gospodarza” i ku zaskoczeniu beneficjentów tego celu. Wszystko to nie bez „falandyzacji” przepisów, procedur, algorytmów, standardów[2].

Wyjaśnijmy to na przykładzie.

Ktoś w pojedynkę, albo z rodziną, albo z grupą towarzyską, albo w wyniku otwartego naboru – uruchamia inicjatywę mającą znaczenie dla środowiska, w którym powstała, a może nawet szersze. Ma do tego prawo, zwłaszcza jeśli działa legalnie albo w paląco słusznej sprawie. Ktoś inny jednak może w tej inicjatywie widzieć, że zagraża ona jakiemuś jego żywotnemu interesowi, albo odwrotnie, warto byłoby się „dosiąść” do tej sprawy, najlepiej od razu w dużej roli.

Jako, że inicjatorzy czują się – słusznie – moralnie „właścicielami-gospodarzami” przedsięwzięcia, uzyskali nań społeczne-środowiskowe przyzwolenie – nie widzą sprawy inaczej, niż „ok., fajnie nam idzie, chyba jest sukces”. Natomiast łupieżcy wiedzą, że postępują wbrew „rutynie społecznej”, zatem działają skrycie, przede wszystkim przygotowując „dupochrony lege artis”. Kiedy czują, że są przygotowani – wykładają swoje karty, i po krzyku. Znaczy: krzyk oskubanych ofiar jest już tylko potwierdzeniem, że przejęcie się udało.

Moim zdaniem, najbardziej spektakularne „hostile takeovers” to:

  1. Przejmowanie przez menedżerów – zatrudnionych do realizacji celów – prerogatyw autorskich, właścicielskich (np. akcjonariusze nie mają w praktyce nic do powiedzenia w korporacjach, gdzie rządzi management);
  2. Przejmowanie przez urzędników kompetencji władz wybieralnych, którym urzędnicy powinni służyć (np. administracja lokalna „kręci radnymi” wedle swoich upodobań i interesów);
  3. Przejmowanie przez polityków sterów rządzenia od rzeczywistego suwerena, który polityków „zatrudnił” (np. art. 104 Konstytucji RP: posłowie nie są związani-zobowiązani instrukcjami wyborców;
  4. Przechwytywanie majątku gospodarczego i tezauryzowanego przez banki i pożyczkodajnie z wykorzystaniem instytucji kredytu-pożyczki-gwarancji (np. bank pod byle pretekstem odmawia ostatniej transzy kredytu i przejmuje niemal gotowy obiekt, który kredytował, albo „kładzie łapę” na majątku wierzyciela);
  5. Prozelityzm udziałowy, zwany inaczej przekupstwem wyborczym: obietnicami, szantażem i podobnymi manipulacjami powoduje się, iż osoby upoważnione do głosowań podejmują indywidualne decyzje zgodnie z oczekiwaniami manipulatora albo unikają udziału w głosowaniu (ten sposób jest stosowany wszędzie: począwszy od niewielkich stowarzyszeń, poprzez parlamenty i korporacje, skończywszy na ONZ);

Jest oczywiste, że posłowie, którzy opanowali z zaskoczenia zespół parlamentarny założony przez inna grupę posłów – kierowali się chęcią zagłuszenia krytyki politycznej. Przecież nie będą realizowali dotychczasowego celu tego zespołu…

Skoro szalbiercze, paskudne, obleśne praktyki rodem z półświatka i szarej strefy są z otwartą przyłbicą stosowane w Sejmie – trzeba powiedzieć: polski parlamentaryzm, i tak daleki od wzorców – wyczerpuje swoje kreatywne, konstruktywne możliwości. Staje się grajdołem.

 



[1] Pedia definiuję: Wrogie przejęcie (ang. hostile takeover) – proces uzyskania kontroli nad spółką poprzez nabycie jej akcji w liczbie wystarczającej do kontroli i zarządzania nią, który to proces nie zyskał akceptacji kierownictwa spółki przejmowanej i spotkał się z opozycją zarządu lub rady nadzorczej na którymkolwiek etapie;

[2] Falandyzacja prawa – stosowane w polskiej publicystyce pejoratywne określenie na niektóre próby interpretacji (wykładni) prawa bądź na usprawiedliwienie organów władzy, których postępowanie balansuje na granicy prawa. Określa się tak „naginanie” prawa, próby jego interpretacji w doraźnym interesie interpretatora. Termin ten użyty został przez Ewę Milewicz w „Gazecie Wyborczej” w 1994. Pochodzi od nazwiska zastępcy szefa kancelarii prezydenta Wałęsy – Lecha Falandysza;