Wsad (nie)racjonalny

2012-12-17 07:56

 

Pobawmy się przez chwilę w domorosłą ekonomię. Podobno jest to nauka o regułach rządzących gospodarowaniem (regułach obiektywnych, zwanych prawami i regułach życzeniowych, zwanych planowaniem) oraz sztuka zarządzania majątkiem i działalnością gospodarczą. Nauką zajmują się wyspecjalizowani eksperci (zwani naukowcami lub uczonymi), sztuką zaś zajmują się, wiadomo, artyści (zwani menedżerami, ministrami albo dyrektorami).

Piszę „podobno”, bo mam takie prawo, wynikające ze stażu: zajmuję się ekonomią lat niemal 40. W słowie „podobno” nie zawieram jakiejś próby podważenia czegokolwiek, tylko sygnalizuję, że nie wszystko jest tak wiadome, jak się wydaje. Żartobliwa powiastka na temat ekonomistów brzmi: są to tacy mądrale, którzy już jutro biegle nam objaśnią, dlaczego dziś nie ziściły się ich wczorajsze prognozy.

Chociaż panuje powszechne przekonanie (fachowców i dyletantów), że artyści ekonomii stosują się do nauki ekonomii – w rzeczywistości obserwujemy, że nie zawsze tak jest. Wyobraźmy sobie poziomą kreskę, obrazującą wzrost skali gospodarowania. Z lewej strony „mikro” (gospodarstwo domowe, firma rodzinna, mała spółeczka, klubik, stowarzyszonko, fundacyjka) – z prawej strony „mega” (korporacja, samorząd wojewódzki, ministerstwo). Okazuje się, że na tych krańcach obrazujących skalę gospodarowania racjonalność bywa najczęściej niewielka: zbyt wiele jest czynników poza-ekonomicznych (w tym czynnik przypadkowości), które wytrącają decydentów z obszaru racjonalności. W skali „mikro” są to przede wszystkim elementy psycho-mentalne (np. odruchy konsumenckie), zaś w skali „makro” są to przede wszystkim elementy społeczno-kulturowo-cywilizacyjne, upierzone w rozmaite deklamacje zwane Racjami. Natomiast na poziomie średnim (średnie i duże biznesy, duże stowarzyszenia, gminy i powiaty, „koncesjonowane” fundacje) poziom racjonalności bywa największy. To tam Rynek wdziera się do Gospodarki nawet wtedy, kiedy z pozycji „mikro” i „mega” wstrzeliwane są wciąż nowe zakłócenia racjonalności.

Ostatecznie, kiedy pokusimy się o graficzne przedstawienie tej sytuacji, otrzymujemy krzywą Gaussa (dzwonową, rozkładu normalnego): największą racjonalność dostajemy w skali „mezo”, najmniejszą w skalach „mikro” i „mega”.

Powyższe bardzo łatwo jest obalić. Wystarczy zapytać: a co pan rozumiesz pod pojęciem „racjonalność”. I nie wystarczy odpowiedź, że „nastawienie na rentowność”, czyli dążenie do tego, by ostatecznie w wyniku działań własnych pośród działań cudzych uzyskać „górkę”, nadwyżkę korzyści i dostatku nad kosztami i poświęceniami.

W skali „mikro” najlepiej widać, że gospodarka „służy człowiekowi”, nawet wtedy, kiedy człowiek sam sobie niezbyt służy. Niezależnie od zamożności , większość osób pojedynczych i tzw. gospodarstw domowych „trzyma się” dochodów „jakie się trafią” oraz korzysta z tych dochodów w taki sposób, jaki podpowiada serce i dusza oraz sumienie, rzadko – głowa (trochę to zależy od tzw. charakteru narodowego). W skali „mega” dokonywane są autorytarne albo „przetargowe” wybory pomiędzy Racjami wspomnianymi wcześniej (np. ideologicznymi, politycznymi), ale największy wpływ na „kulawienie racjonalności” mają działania nacelowane na „kształtowanie rynku” oraz gry polityczne.

Przecież – jeśli już jestem podmiotem „mega” – to nie będę się mozolił nad odgadywaniem potrzeb rynkowych i wciąż się do nich dopasowywał, tylko je mogę kształtować, bowiem „duży może więcej”. Nie będę się fatygował dla zróżnicowanego klienta, tylko posegreguję go sobie na wygodne dla mnie „segmenty” i będę pracował z „segmentami” a nie z „klientami”: niech się klient sam wpasuje w jakiś segment.

W ten sposób podmioty „mega” robią co chcą (wytwarzają arbitralnie „oznaczone” dobra, wartości, możliwości), po czym „wmuszają” je tym wszystkim w skali „mezo” i „mikro” poprzez działania reklamowo-marketingowe (kup to pan, to ostatnia szansa na kolorowe życie), poprzez wymuszoną substytucję (nie oferujemy tego i tego, za to oferujemy to i to), poprzez sterowanie więziami kooperacyjnymi, poprzez „naukowe” badania propagujące model konsumpcji i model życia, a nawet poprzez – podobno niedozwolony – wpływ na pakiety rozwiązań prawnych (ustawy, rozporządzenia, zarządzenia, instrukcje, okólniki, interpretacje, standardy, certyfikaty, patenty).

Generalnie w Gospodarce mamy zatem trzy sektory polityczne. Sektor 1: „mikro”, sam aż nadto spontaniczny, a jeszcze poddany systematycznemu „ogłupianiu” przez sektor „mega”. Sektor 2: „mezo” – poddany monopolistycznym naciskom  (kształtowaniu) przez sektor „mega”, ale trzymany w racjonalności rynkowej przez „materialną rzeczywistość”. Sektor 3: „mega”, dążący do tego, by pozostałe oba sektory podporządkować swoim Racjom i swoim działaniom „kształtującym”. Udawanie, że nie istnieje Ekonomia Polityczna – to też element ogłupiania.

Sektor „mega” ma dodatkową przewagę nad pozostałymi: kontroluje (ogarnia i jest władny) wszelkie przepływy społeczne, zarówno przepływy finansowe (i fiskalne), jak też przepływy wiedzy (patenty, odkrycia), rozmaite mody, bilanse (np. siły roboczej), budżety, fundusze, inwestycje, obszar tworzenia prawa, obszar budowy struktur wszelkich. To ten sektor może w wyniku kilkumiesięcznej „kampanii” przestawić zupełnie sposób funkcjonowania Gospodarki.

Jeśli – Czytelniku – dotarłeś bez obrzydzenia do tego miejsca, należy Ci się nagroda: tak pojęta Gospodarka dociera już do kresu swojej efektywności. Gospodarka przyszłości – to taka, w której sektor „mikro” będzie przejawiał „żywotność analfabety” (będzie pożądał tego, co mu zostanie podpowiedziane), sektor „mezo” ostatecznie zostanie wykorzeniony z racjonalności i przejdzie na serwilizm wobec „mega”, zaś sektor „mega” wykorzysta wszystko, co zdoła osiągnąć nauka (w większości „na zamówienie”) i z pomocą tych wynalazków będzie niepodzielnie dominować nad wszystkim, co się zwie gospodarką.

To temu ostatecznie posłużą „naukowe” osiągnięcia techniki, informatyki, genetyki, cybernetyki, logistyki, a nawet nauk społecznych: socjologii, psychologii, politologii, ekonomii. Racjonalność rozumiana „po dzisiejszemu” – odchodzi do lamusa. Przyjrzyjcie się choćby zmianom „profilu edukacyjnego” uczelni wyższych. Panuje tam generalnie tendencja do „produkowania absolwenta” wyposażonego w manipulatorskie umiejętności „operatora-inżyniera” elementów Systemu (cokolwiek tym systemem jest), pozbawionego zaś tego, co zwykliśmy nazywać wrażliwością społeczną czy humanistyczną. Nie zmieniają tego rozmaite fałszywe zadęcia medialne.

Co robić zatem? Ano, wiedziałem, kiedy byłem nieco młodszy. Teraz pozostało mi tylko zanudzać.