Wyjście honorowe

2020-03-16 07:23

 

Drodzy Wyborcy!

Droga PKW, moja stara znajoma z licznych kampanii!

Drogi Andrzeju Sebastianie! Szanowny Wciąż Urzędujący! Doktorze Nauk Prawniczych! Kolego Współ-Kandydacie! (bo ja też zgłosiłem się po „Urząd”).

Właściwie to nam epidemia poukładała wszystko, tyle że w sposób nie do przyjęcia, jeśli nadal mamy się jąkać o jakiejś demokracji.  Szczerze mówiąc, to wstydziłbym się występować w takiej kampanii w roli przesądzonego faworyta. Ale jestem przesądzonym outsiderem, więc się nie wstydzę. Nie ma żadnego podobieństwa między kampanią moją (pod zawołaniem „Gavroche”) a kampaniami „sondażowo koncesjonowanych” kandydatów: Małgorzaty, Roberta, Władysława, Andrzeja-Sebastiana, Krzysztofa, Szymona. A powinno być choćby jedno, ale najistotniejsze podobieństwo: RÓWNOŚĆ NA STARCIE, bo inaczej mamy do czynienia z PRZESTĘPSTWEM PRZECIW WYBOROM (na co są artykuły, koledzy prawnicy!).

Powinno być w przestrzeni publicznej jakieś konkretne miejsce, gdzie równiutko obok siebie stoją filary programowe WSZYSTKICH zgłaszających się kandydatów (na przykład po 5 punktów, z rozwinięciem w przypisach). Niech Wyborcy mają przynajmniej namiastkę rywalizacji. Jakiejkolwiek, poza tą żenującą udawanką. Na pewno nie powinno być tak, że niektórzy z nas, kandydatów, nie mają nawet szans na odwiedzenie jednego ważnego punktu w każdym regionie (wojewódzkim, kulturowym). Co to a wybory, w których decydują konta bankowe, wsparcie giga-biznesu, geszefty mediów, bardziej lub mniej wsparcie struktur publicznych…?

Teraz, kiedy „elektorat” myśli o przetrwaniu, a głowy ma zaprzątnięte zakupami i śledzeniem komunikatów oraz plotek – kampania w ogóle zamiera, choć sondażownie wciąż „zapuszczają węża”, co oznacza, że media decydują, pozostali zaś mają – (czy to nie jest jasne?) – zakaz prowadzenia kampanii!!!!

!!!!!!!!!!!!!!!

 

*             *             *

Mogę zdradzić kilka szczegółów planowanej przeze mnie kampanii. Gdyby było normalnie. Przede wszystkim zamierzałem zaproponować rozwiązanie, aby w drugiej turze ten, który wygra, zaproponował rywalowi oficjalną, choć nie-konstytucyjną funkcję Wice-Prezydenta! Wtedy praktycznie żaden głos by się nie zmarnował. Wice-Prezydent miałby szansę pokazać, ile wart jest jego program w działaniu, a obaj mieliby dobry powód, by nie odkładać swoich obietnic na półkę.

W polityce nie jest bowiem tak, jak na Dzikim Zachodzie z westernu, że zwycięzca (oczywiście, ten szlachetny) bierze wszystko na konto „Ma”, a konkurentów bierze w niewolę. W rzeczywistej polityce różnice się uzupełniają, tworząc wspólną jakość. Dlaczego mój pomysł deregulacji skierowanej przeciw „państwom w państwie” albo wszech-sołtysowskiej, samorządowej Konstytuanty, dlaczego będący na czasie pomysł Ustawy o Powinności – mają być gorsze od pomysłów Andrzeja Sebastiana, Władysława, Krzysztofa, no i dlaczego ja sam mam być mniej „znany i zauważany” niż Małgorzata czy Szymon albo Robert, którzy akurat pomysłów w ogóle nie mają?

 

*             *             *

Sprzedam Ci, Andrzeju Sebastianie, i Wam, Wyborcy, najprzedniejszy z moich pomysłów. Poprawiony o te okoliczności, które wygasiły samą kampanię. To jest pomysł dla prawnika i zarazem lidera udawanki wyborczej.

Konstytucja dopuszcza, aby z jakichś ważnych powodów dowolną kadencję dowolnego organu skrócić. Niech więc Andrzej Sebastian podczas ciszy przed majowym głosowaniem zapowie swój najlepszy politycznie gest: poda się do dymisji po roku urzędowania.

W ciągu tego roku swoje działania będzie wspierał za pomocą Rady Prezydenckiej, do której zaprosi wszystkich kandydatów zarejestrowanych, a do swojej „biblioteczki prezydenckiej” wpisze programy wszystkich, również nie zarejestrowanych kandydatów (chyba że niektórzy kandydaci zgłosili się by promować swoje fabryki wkładek do butów, ale co tam, niech te programy też o nas wszystkich świadczą).

Rada Prezydencka – oczywiście nie przewidziana w Konstytucji – byłaby kolektywnym „wiceprezydentem”, każdy jej uczestnik dostałby skromne, dwuosobowe biuro (asystent-ka) i szpaltę miesięcznie w rządowym-prezydenckim biuletynie.

Ja bym wrzucił do tego biuletynu – jako kandydat – to, co mam na specjalnej stronie, TUTAJ: https://gavroche.webnode.com/my-services/ (nawet nie mam zdrowia jej redagować, bo jako proletariusz wciąż szukam płatnej roboty i słabo mi to idzie).

 

*             *             *

Ważnym wkładem tego rozwiązania w demokrację i w jej historię – byłaby (za rok) pierwsza od pokoleń kampania równych sobie kandydatów, mających te same szanse medialne, a Wyborcy – mieliby „na tacy” ich oferty polityczne.

Pozostaje teraz już tylko wskazać źródło finansowania tych kilkunastu skromnych, dwuosobowych gabinetów Rady Prezydenckiej. Otóż wskazuję: zamiast rozważać, jaką pensją z kasy podatników uraczyć tzw. Pierwszą Damę – przeznaczyć te środki na Radę Prezydencką. Na oko – 100, góra 150 tys. PLN od uczestnika takiej Rady.

Bo ten etat dla „Pierwszej Damy – to zwykła breweria na miarę nowobogackich fanaberii, taka pusta i głupia, dworska „królewszczyzna” (takie myślenie, na szcęście bez skutku, uruchomili, chyba, Kwaśniewscy…?).

 

*             *             *

Właśnie zauważyłem, że skrótowe inicjały Rady Prezydenckiej – to RP. Prawda, że ładnie…?

Niech Cię, Andrzeju Sebastianie, zapamiętają jako inicjatora prawdziwie demokratycznych rozwiązań w dobie narodowej próby. Więc oddają Ci to „pro bono”. Po koleżeńsku, Współ-Kandydacie!