Z myślą o miodzie

2012-07-02 08:58

 

Najbardziej przytomni z polityków – to ci, którzy dostali kopa, przeżyli niesprawiedliwe, niezasłużone niepowodzenie, ale nie tak totalne, by wylądować na marginesie. Jerzy Buzek używał na to określenia „wypinkować”.

 

Refleksja ta nachodzi mnie, kiedy obserwuję polityka nazwiskiem Schetyna, dwojga imion Grzegorz Juliusz. Człowiek ten urodził się i wychował na Ziemiach Odzyskanych, oddawał się w studenckiej młodości dzikim i ryzykownym uciechom antyreżimowym (Solidarność Walcząca, NZS), zacząwszy od nauk prawniczych, ostatecznie został historykiem.

 

Wydoroślał gwałtownie, kiedy zwąchał frukty biznesowe, na miarę regionalną. Spodobał mu się „rynek” chowu polskiego narodowego, w którym największą efektywność osiąga(ło) się na styku Zatrzasku Lokalnego (inni to nazywają regionalną sitwą)  i skomercjalizowanego Budżetu (inni to nazywają efektywnościową prywatyzacją).

 

Nie ma co jednak kruszyć kopii o to, że ktoś miał nosa do koniunktury. Dość powiedzieć, że zabezpieczywszy siebie z „rodziną”, postawił na karierę polityczną: najpierw w regionie, potem w bezpartyjnej partii z „obywatelem” w tytule, na koniec w najbardziej kluczowych miejscach Państwa: kluczowe ministerstwo, wicepremierowstwo, marszałkowanie Sejmowi, a nawet mimo podstawiania nogi przez „przyjaciela z boiska” – okolice dyplomacji.

 

Jest jednym z tych fenomenów polityki, który zbiera niemal same dobre recenzje, a tzw. elektorat nie ma mu nic do zarzucenia. Znaczy: umie chodzić po politycznej linie, a rozwaga powstrzymuje go przed „jazdą bez trzymanki”.

 

Ale jak go nie kochać, kiedy on trafia w sedno z bardzo poważną krytyką rządu i jego poczynań, ale robi to jak niemal mąż stanu. Cytuję za dzisiejszym Onetem: „Pierwszy wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej stwierdził też, że jednym z najważniejszych zadań, jakie stoją przed rządem, jest przygotowanie do nowej perspektywy finansowej na lata 2014-2020. - Pieniądze z UE są dla Polski jak plan Marshalla (...) po II wojnie światowej. Musimy je zdobyć i jak najlepiej wykorzystać. Taka szansa już się nie powtórzy – stwierdził”. I dalej: „To będą prawdopodobnie ostatnie pieniądze, po które będziemy mogli sięgnąć z Unii. Od nas zależy czy zdołamy przygotować dobre projekty, dostać pieniądze i skutecznie je wykorzystać na dalszą modernizację kraju”.

 

Ja, który jestem mniej subtelny, a do tego nie bawię się w politykę, czytam między wierszami: bez unijnych pieniędzy w najbliższych latach Polska – szczególnie budżetowa – zawali się na amen, mamy przed sobą zatem szansę, którą ugramy, jeśli będziemy kompetentni w robocie budżetowej, a nie jesteśmy.

 

Chętnie rozliczyłbym inteligenta, z zawodu historyka, który nie zarobił ani złotówki w normalnej produkcyjnej robocie – z tego, jak został właścicielem budżetowo-biznesowego interesu-samograja. Ale nie przesłania to mi widzenia na to, że Grzegorz Juliusz S. jest jednym z nielicznych klasowych polityków, których sobie wychowała Polska.

 

Co to nie myślą wyłącznie o miodzie i jego znaczeniu w przyrodzie