Zachłyśnięcie Izby Trzeciej

2014-11-17 10:09

 

Koalicja opozycyjna – około 30%. Koalicja rządząca – około  45%. Opozycja spod dawnych sztandarów – ok. 10%. Ludzie z najwyższych półek liczą słupki, do których powinni mieć ustawowo, a nawet konstytucyjnie zakazany dostęp.

Ochłońmy!

Wczoraj – i w ostatnich kilkunastu tygodniach – na naszych oczach reprodukowano systemowo-ustrojową NIE-prawidłowość, świadczącą o tym, iż za pomocą naiwnych „obywateli głosujących” ogólnokrajowe kamaryle dzielą między siebie potencjał municypalno-komunalny, bezczelnie nazywany samorządami.

Podobno władza w Polsce dzieli się – niczym u Monteskiusza – na legislaturę (organy stanowiące prawo), egzekutywę (organy administrująco-zarządcze) i jurysdykcję (wymiar sprawiedliwości i straży zasad). Bzdura.

Kilkadziesiąt wielowymiarowych kamaryl, z tego kilka zakotwiczonych w najważniejszych matecznikach systemu-ustroju nie mających nic wspólnego z samorządnością, wczoraj dzieliło pomiędzy siebie, naszymi rękami, ten obszar władzy, który „centrale” realizują przy pomocy Zatrzasków Lokalnych (wymiar biznesowy, kupiecki, rolno-spożywczy, mieszkaniowy, infrastrukturalny, edukacyjny, opieki zdrowotnej, zabezpieczenia socjalnego, usług rzemieślniczych, usług „nowego typu”, atrakcji sportowych, atrakcji artystycznych, itd., itp.).

Podział ten w większości zatwierdził dotychczasowe status quo. Administracja zwana samorządową (w rzeczywistości lokalna-terenowa agentura aparatu państwowego) jest trzy-szczeblowa: o rzeczywistej zmianie jednego Zatrzasku Lokalnego na inny możemy mówić wyłącznie wtedy, kiedy „przewrót” na szczeblu gminnym będzie wsparty przewrotem w tę samą stronę na szczeblu powiatu, a ten – przewrotem w tę samą stronę na szczeblu wojewódzkim. Daję sobie rękę uciąć, że taka sytuacja dotyczy nie więcej jak 10% „pionów” gminno-powiatowo-sejmikowych, a i to dokonało się pod całkowitą kontrolą central partyjnych, „warszawki”.

Jeśli – na przykład w Koziej Woli Wielkiej – zwyciężył jakiś „nie grający” dotąd nowy lider i jego ekipa – to jeśli nie zagra, jak mu zagrają w województwie i w kilku ministerstwach – może sobie tym zwycięstwem podetrzeć różne takie. Podskoczy – to mu będą odrzucać wszelkie wnioski, a te musi przecież składać co dnia do kilkunastu agend państwowych i ich lokalnych przedstawicielstw. Musi zatem ułożyć się z dotychczasowymi koteriami i klikami. A te od lat opanowały takie „swojskie” tematy, jak sztama z parafiami, drogownictwo, komunikacja publiczna, szkoły, placówki ochrony zdrowia, wodociągi i kanalizacja, obiekty sportowe i turystyczne, przedsiębiorczość na skalę lokalną, tereny zielone, mieszkalnictwo, placówki kultury i dziedzictwa, małe gazety i rozgłośnie, organizacje pozarządowe, filie banków, zusów i ubezpieczalni. W każdym z tych obszarów działają ludzie współ-stanowiący Zatrzask Lokalny i nie ma takiej możliwości, by nowa drużyna w urzędzie narzuciła im sposób myślenia inny niż dotychczasowy.

Bo ta nowa drużyna nie ma rzeczywistego wsparcia w „elektoracie”: ten bowiem w znakomitej większości (w 90%) nie głosował wczoraj na lokalne komitety, tylko na PiS przeciw PO (lub odwrotnie), na „zielonych” lub „czerwonych”, na „parafialnych” przeciw „bezbożnikom” (lub odwrotnie), a jeśli nie – to „za” lub „przeciw” dotychczasowej sitwie. I co? W zdecydowanej, bardzo zdecydowanej większości dotychczasowe sitwy gminno-powiatowe potwierdziły swój status i już uzgadniają z ogólnokrajowymi kamarylami  poprawki wynikające z drobnych „przesunięć kadrowych” (np.: Franciszek przepadł, trzeba mu dać etat, albo: straciliśmy wodociągi, fundusze przerzucamy na drogownictwo, bo dalej jest nasze). Kilkadziesiąt narzędzi ręcznego sterowania administracją terenową (w tym inspekcje, sekretne służby, wymiar ścigania, operatorzy funduszy i finansów, izby i gildie oraz związki) teraz właśnie jest ostrzonych, i dopiero najbliższe tygodnie (ruchy kadrowe, uchwały mające wpływ na majątek i fundusze) pokażą, czy cokolwiek się zmieniło i co konkretnie oraz jak.

Dlatego pusty śmiech mnie ogarnia na medialny entuzjazm jednych i kwaśny optymizm innych gadających głów, związany z sytuacją w sejmikach: akurat „sejmiki wojewódzkie” są niczym innym, jak „trzecią izbą” parlamentu, najniższą, dyspozycyjną, zarządzaną z central partyjnych i mega-biznesowych, rozczłonkowaną po miastach wojewódzkich. Gminy i powiaty mogłyby nawet zmienić się kadrowo w 100 %-tach: i tak będą czekać na instrukcje i dary „z góry”, w tym instrukcje kadrowe i dary funduszowe oraz „immunitety”, którymi obłożona jest działalność typu: jeśli zakazano, to nie wolno, chyba że bardzo się chce, wtedy można. Taką działalność uprawia każdy element „władzy” lokalno-terenowej. Każdy. I zostanie ona „ujawniona i ukarana”, jeśli tego sobie zażyczy „góra”, a jeśli sobie nie zażyczy – to nic z tego.

Jeśli życie lokalne nie będzie oparte na instytucjach i budżetach równoległych do odgórnie spolaryzowanego aparatu państwowego, obywatelskich – to samorządność i wybory w tej dziedzinie są konstytucyjną ściemą. Jej wyrazem jest – na przykład – taki „niewinny” komunikat:. „wybrano 47 tysięcy radnych, 2,5 tysiąca wójtów, burmistrzów i prezydentów, na ok. 30 milionów wyborców kilkanaście milionów poszło głosować”. Liczby mają ogłuszyć istotę tych „wyborów”: stare rządzi nawet wtedy, kiedy więcej z gry ma konkurencja.