Zatruty owoc owsiakowy

2013-10-22 07:13

 

Po raz drugi z rzędu odrywam się od swojej mozolnej roboty. Po notce „Kto wymyślił kadencję” i „Wiwat wszystkie stany” mam przygotowaną notkę „Rada, Ława, Wiec, Sejm. Uniwersał”, ale tak zwana rzeczywistość gęsto – niczym łucznicy średniowieczni – zasypuje mnie chmarą wątków tu-teraźniejszych, których nie umiem pominąć, bo dokumentują moje twierdzenia główne. Stąd notka „Lista winowajców w sprawie Katastrofy”, a teraz temat „owsiakowy”. Obiecuję, że to nie stanie się moim zwyczajem, zwłaszcza że każda taka moja notka „doraźna” – to kij w mrowisko.

Jerzy Owsiak – to jeden z nielicznych ludzi, których autentyczny sukces osobisty urodził się jeszcze w PRL, ale w sposób niezależny, co oznaczało „deficyt błogosławieństwa sekretarzy” dla jego działań. Takim samym sukcesem mogą się pochwalić Marek Kotański, Jacek Kuroń, Leszek Kołakowski, Adam Michnik, Stanisław Lem, Sławomir Mrożek, Wojciech Fibak, Karol Wojtyła, Stefan Bratkowski – ale też jest lista osób, które poniosły spektakularne porażki, jak Inżynier Jacek Rafał  Karpiński, twórca minikomputera K-202, współtwórca robota sterowanego głosem i Pen-Readera.

Owsiak nie ma poglądów ideowych ani politycznych: w tych sprawach razi amatorszczyzną. Ma natomiast w sobie społecznikowskie ADHD, wymagające codziennej porcji scenicznej adrenaliny. Jest głównym pomysłodawcą i realizatorem corocznego Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a także twórcą jednego z największych festiwali w Europie - Przystanku Woodstock. Ale to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej: lista rozmaitych inicjatyw, jakie zgłaszał – z różnym efektem – jest długa. Witalność tego 60-latka – imponująca.

Jerzy Owsiak odebrał w poniedziałek Medal XIII Światowego Szczytu Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla. Trudno o większy sukces dla człowieka „pozarządowego”, który zaczynał jako witrażysta i radiowy didżej. Gdybym się zapierał, że nie zazdroszczę – byłbym fałszywcem i świnią. Zazdroszczę, i to jak! I mam niemal pewność, że koncertowo spieprzy on ten sukces odzywkami „czysto” politycznymi albo mentorskimi. Vide: Hołdys.

Mnie tylko niepokoi – dawałem temu wyraz – pewne skrzywienie optyki. Wyjaśnię o co chodzi na przykładzie z innej bajki. Otóż ulubioną ściemą tych, którzy inwestują w obiekty biznesowe, jest opowiadanie o nowych miejscach pracy. Że niby po to w ogóle zajmują się biznesem, by ludziom umożliwić zarobkowanie. Socjaliści niemal wyłażą z tych inwestorów. Po co komu ministerstwa i urzędy pracy, skoro takich mamy dobroczyńców!?! Nie wchodzę w szczegóły, Czytelnik rozumie, co mnie tu niepokoi.

W przypadku Owsiaka dość skutecznie nam pomylono dwa przekazy: sposób na życie albo misja. W moim najgłębszym przekonaniu, którego chyba umiem bronić, Jerzy Owsiak misję traktuje jako wehikuł napędzający całkiem prywatne pasje. I jest on niemal podręcznikowym „zaprowadzaczem ładu monopolowego”. Enfant terrible polskiego życia społecznikowskiego przesłania sobą każdego, kto „robi w podobnym temacie”: a jeśli nie przesłania, to rozjeżdża jak buldożer. Nie dyskutuje, dyktuje.

Jerzy Owsiak jest dziś typowym przedsiębiorcą polskim, działającym w obszarze „troskliwym” (pamiętacie źle tłumaczoną szlagierową reklamę „Johnson to firma troskliwa”? Czy ktoś tę firmę i podobne postrzega jak społecznikowsko-dobroczynną?). W swoich opracowaniach definiuję Przedsiębiorczość jako „branie na swój rachunek i na ryzyko własne jakiegoś wycinka społecznych potrzeb”, w formule ukorzenienia środowiskowego. Jerzy Owsiak zaś „swój rachunek” zamienił na „rachunek miast przyjmujących”, a „ryzyko własne” zamienił na „glejt Nomenklatury”. Ukorzenienie środowiskowe Owsiak zamienił na budowanie własnego środowiska apostolskiego. Podstępem: Przystanek Woodstock jest swoistą nagrodą dla uczestników orkiestrowej zbiórki styczniowej. Czy ktoś zbadał, ilu „zbiórkowiczów” uczestniczyło w Przystanku? Czy dostają oni imienne zaproszenia na Przystanek? Właśnie to jest formuła polskiej przedsiębiorczości, bo ta definiowana przeze mnie raczej zepchnięta została do roli drugorzędnej i coraz mniej rentownej.

Czy ktoś zliczył podmioty komercyjne żerujące na „patencie” Owsiaka? Dwa przykłady: Fundacja „Ćwierć mrówki” oraz ostatnio „Złoty Melon”. Czy ktoś ma świadomość, że z każdej podarowanej złotówki fundacje mają prawo (nie muszą) przeznaczyć 8-10% na cele własne? Czy jest zrozumiałe, że jeśli ktoś lokuje dziesiątki milionów złotych na pół roku w banku, to dyktuje temu bankowi warunki, a nie na odwrót (zwłaszcza, jeśli jest „markowym” podmiotem „troskliwym”)?

Informacja o przyznaniu Medalu przez noblistów znalazła się na stronie Owsiaka natychmiast po jego wręczeniu, sprawdziłem. To się nazywa dbałość o Pi-aR. Zwłaszcza, że jest w tej hagiografii, nieco powyżej,  nieprawdziwa informacja o tym, iż jeden z Przystanków Woodstock odbył się w Lęborku. Jako inicjator „zainstalowania” Przystanku w Lęborku zaświadczam, że ostatecznie z winy Jerzego (poszło o eciu-peciu, choć pozór był ekologiczny) Przystanek lęborski na wrzosowisku przy jeziorze Lubowidz nie odbył się.

Mimo wszystko ja umiem sobie wyobrazić Jerzego Owsiaka jako posiadacza warsztatu witrażowego, wykonującego zlecenia dla kościołów i urzędów, dającego głupiomądre komentarze polityczne przypadkowym klientom, niczym u fryzjera. Gdyby nie jego szalona pasja bycia na widoku – zapewne takim zapamiętaliby go sąsiedzi i klienci. Skoro jednak mu się udało wybić – niech żyje!