Zderzak na ochotnika

2013-03-18 07:21

/czytanie ze zrozumieniem, czyli o zdolności pojmowania tekstów pisanych/

 

Pół internetu przeżywa odzywkę człowieka uznanego teraz za tyleż małego, co nieskromnego, odzywkę skierowaną w trybie pod-blogowym do Piotra Dudy. Piotr w wyniku tej odzywki staje się niespodziewanie niemal idolem polskiej lewicy, zwłaszcza kiedy związki Solidarności z PiS stają się iluzoryczne. Lewica ta – zwłaszcza flibustierska – czuje się zobowiązana stanąć solidarnie po stronie lidera Solidarności.

Cezary Kaźmierczak – bo o nim mowa – to nie jest byle kto: człowiek Etosu (tego Etosu), bohater jednej z notek Encyklopedii Solidarności, konspirator-flibustier, niezależny inteligent, w końcu przedsiębiorca. W KOŃCU przedsiębiorca. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. WiP-owiec, z grupy krakowskiej („Czas Przyszły”). Animator kultury niezależnej. Człowiek wielu talentów i dokonań. Niezaprzeczalnych.

Z dostępnych publikacji sygnowanych przez niego wynika, że nie bez powodu od 2005 jest on członkiem zarządu Centrum im. A. Smitha, od 2010 Prezesem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. To jest człowiek, który uwierzył w magię kapitału i pieniądza, po swojemu zrozumiał różnicę między „siłą roboczą” a „managementem”.  Ma prawo do swoich poglądów społecznych, zwłaszcza że posługuje się nimi sprawnie i umie ich bronić (zachęcam do lektury jego bloga, https://kazmierczak.mmt.net.pl/ ).

Podpowiem Czytelnikowi, że moje poglądy w sprawie systemu-ustroju, zwłaszcza gospodarczego, radykalnie różnią się od poglądów Cezarego Kaźmierczaka. Kto nie wierzy – niech poczyta moje notki w różnych miejscach internetowych.

Pozostawiwszy na razie formę wypowiedzi Cezarego K. i moment, w którym się zaktywizował, czuję się w obowiązku przypomnieć jedną ze swoich dewiz: zrobię wszystko, byś mógł bezpiecznie głosić swoje poglądy w moim środowisku, ale równie stanowczo zareaguję, jeśli te poglądy będziesz tu wmuszał jako prawem obowiązujące.

Mam tę przewagę nad większością obrońców Dudy (niech go Opatrzność nie opuszcza, ten człowiek ma wiele do zrobienia w Kraju), że byłem obecny w Sali BHP, kiedy setka reprezentantów rozmaitych środowisk pokiereszowanych przez system-ustrój wyżywała się w nieoględnych słowach na Tusku, Rządzie, Parlamencie, kilku osobach nazywanych „sekretarzami generalnymi swoich partii”. Akurat Duda robił w tym towarzystwie za spokojnego, choć dosadnego. Paweł Kukiz był dużo aktywniejszym „awanturnikiem”, a nawet Jan Guz (OPZZ) wołał z mównicy słowami, że ho-ho! Atmosfera w Sali BHP była tym gorętsza, im więcej docierało do nas sygnałów, że celebryci rozmaitych opcji równolegle, z pomocą mediów, marginalizują, szydzą, obrzydzają Polsce działania sobotnie, dokonywane pod auspicjami (a nie z inspiracji) Piotra Dudy.

Fakt: z jakiegoś powodu (sądzę że wiem) poziom sobotnich komunikatów w obie strony zróżnicował się: z obu stron emitowano PRZYZWOITE argumenty faktograficzne i społeczno-humanitarne, ale też z obu stron odzywały się instynkty „godowe”, kiedy to samce zaślepiają się w swojej ZAJADŁOŚCI wobec siebie.

Dla obserwatora tego samonakręcającego się jazgotu jest jasne, że racje Oburzonych i racje Pracodawców-Przedsiębiorców zbiegają się w jednym miejscu: tam, gdzie system-ustrój pozwala na to, żeby Rwactwo Dojutrkowe, niezakorzenione w żadnym środowisku, żądne łatwego i szybkiego łupu – wypiera Przedsiębiorczość Rzeczywistą, oznaczającą, że ktoś sprawniejszy od „przeciętnej” bierze na siebie, na własne ryzyko, własną odpowiedzialność i własny rachunek – zaspokojenie jakiejś części potrzeb środowisk, w których funkcjonuje jako ich nieodłączny element. Właśnie to wyczytuję z listu Cezarego K. do Piotra D., i to nie między wierszami, tylko wprost!

Jaśniej? Są rozwiązania systemowo-ustrojowe, które skłócają wielkie, zagregowane środowiska ze sobą, a sprawy nabrzmiałe między nimi czynią nierozwiązywalnymi bez mordobicia.

Co robi lider środowiska pracodawców-przedsiębiorców, kiedy czuje, że niedługo zacznie się w Polsce festiwal podobny do roku 1980/81? Ano, idzie do „tamtych” i ich łaje, jak bure suki, nie przebierając w słowach, bo czuje, że jego rodzone środowisko utraci zyski, może firmy (jak rozpierducha, to rozpierducha), a rebelianci i tak nie zyskają nic poza mołojecką sławą. To też jest jasno napisane w liście Cezarego do Piotra. Forma? A co, w piwiarniach, domach, salach BHP używa się form bardziej salonowych?

Platforma Oburzonych powstała, bo coraz więcej, liczonych już w dziesiątkach tysięcy i liczniej, jest ludzi, rodzin, wspólnot, środowisk beznadziejnie represjonowanych przez Rwaczy Dojutrkowych udających biznesmenów, a także przez urzędy, organy, służby, przez media (które dopiero ostatnio trzeźwieją, ale na kacu też tracą orientację), przez cynicznych drani zewsząd wypełzających na szkodę Ludności i Kraju, coraz więcej jest afer rzeczywistych, coraz więcej ludzkiej krzywdy i systemowo-ustrojowej (czyli oficjalnej, legalnej) niesprawiedliwości. Coraz więcej ludzi rozumie, że Konstytucja sobie, a rutyna urzędniczo-sądownicza sobie, a jeszcze inaczej „sobie” postępują rozmaici „wybrańcy”, okazujący się najczęściej szalbierzami. Sprawy zatrudnieniowe (najszerzej rozumiane), albo inaczej: związkowo-zawodowe, są tylko elementem przesłania Platformy Oburzonych.

Podstawowym wehikułem Oburzonych są JOW, a nie stosunki pracy (też mocno akcentowane). Niezależnie od dorobku Jana Przystawy, jest jasne dla wszystkich, że kiedy dojdzie do fazy nowej legislacji systemu wyborczego (oj, niech jak najszybciej dojdzie) – koncept zacznie nabierać kształtów adekwatnych do rzeczywistości (interesy jawne i skrywane, dobro publiczne, świadomość społeczna, wymagania konstytucyjne, tradycja prawna, itp., itd.). Jako autor konceptu Ordynacji Sołtysowskiej – będę „swoje” wciskał, jeśli dam radę.

Ale JOW to tylko wehikuł, któremu towarzyszą dwie inne ważne opcje: uczynić referendum instytucją obywatelską, czyli obowiązkowo przeprowadzać referendum, jeśli jakaś „kwota” podpisów zostanie zebrana, a także wdrożyć skuteczną instytucję odwoływania-eliminowania osób z funkcji wybieralnych, aby czuli swoją odpowiedzialność przed wyborcami, a nie liderami klik, koterii, kamaryl, partii, lobby, itp., itd. Taka „trójca” dominowała w Sali BHP, choć rozmaitych haseł, fajnych i niefajnych, była setka. Jak to na wiecowisku.

Kaźmierczak Cezary trącił temat, w którym ma kompetencję z doświadczenia (własnego) i z wyboru (pełni funkcję). Dlatego jego list – okropnie zawężony w treści – zrobił takie piorunujące wrażenie, choć trącił temat nie-główny. Czy na pewno jest zdrajcą idei solidarnościowej, za którą posiedział sobie (powiadają: rok nie wyrok)?

Stało się jednak coś jeszcze. Uratował tyłek i prestiż naszemu zarządcy Zielonego Trawnika. Otóż Piotr Duda – tędy błądząc, owędy trafiając – wyrasta na głównego oponenta Donalda Tuska. Jest jasne, że to obniża wizerunkowe loty „premiera wszechczasów”, bo jakże to, byle związkowiec miałby być przeciwwagą dla Niego! Dlatego, kierując (chyba przypadkowo) gniew Oburzonych i flibustierskiej lewicy przeciw sobie – Kaźmierczak Cezary odciążył Tuska i pozwolił mu odzyskać rolę Komisji Arbitrażowej, wygodnej i bezpiecznej, zawsze mającej ostatnie słowo.

I to wywołuje największy sprzeciw „wrogów Cezarego”, choć sprzeciw ten opiera się na instynkcie (godowym?), a nie na trzeźwym rozeznaniu osi sporu. Tak sądzę.

A weźże, jeden z drugim (Piotrze i Cezarze), zaproście media po uważaniu, omijając pierwszych 10 redakcji mainstreamowych, i stańcie do rozmowy na argumenty, mając pod ręką giermków ze statystykami i podobnymi narzędziami! Bo coś czuję, że uwiera Was to samo…!