Życie z innej perspektywy

2019-12-09 23:41

 

Przystąpiłem do PPS nie tak dawno, po latach „cielesnego obcowania” z partią, i oto są już dziesiątki takich, który mają staż 10 razy krótszy. I zręcznie swoją „dopiero-co-przynależność” dyskontują na własne, osobiste dobro. Moje przystąpienie było w rzeczywistości deklaracją najwyższego poparcia dla konkretnej listy osób, które biorą na siebie to co dobre, a niekiedy trudne w kwestiach lewicowości. Nie zaś dla postawy niepewnego oddawania swojego losu „możnym”.

W mojej „teorii filozofii polityki” głównym nurtem lewicowości jest socjalizm. Na prawo od niego jest socjaldemokratyzm (dobrobyt powszechny – tak, ale pod warunkiem że wolny rynek i priorytet dla przedsiębiorczości), a na lewo jest komunizm (socjalizm jako niedoskonały etap w drodze ku zrzeszeniu-zrzeszeń-wolnych-wytwórców, inaczej; ku „krajowi rad”). W tej samej teorii socjaldemokraci muszą się mieć na baczności, by nie przejść mimochodem na pozycje technokratyczne (lewe skrzydło prawicowości), a komunizm musi pamiętać, że im bardziej będzie „socjalizmem niecierpliwym”, tym łacniej popadnie w faszyzm, lewe skrzydło konserwatyzmu.

To jest teoria, więc nie da się jej skwitować jednym słowem czy zgrabną frazą, więc na razie zupełnie sobie odpuszczę „referaty” na ten temat.

Zauważę jednak, że PPS – od jakiegoś czasu jestem pełnoprawnym członkiem, zatem i współ-twórcą teraźniejszości – mało skutecznie broni się przed epitetem „komuniści”, z domyślnym podtekstem >staliniści-bolszewicy-polpotyści-putiniści< itd., równie słabo unika toksycznego cienia SLD, które ma w genach PRL-owskie odruchy „pańskie” wobec tego, co inne na lewicy od etatyzmu i kapitalizmu z domieszką politowania dla „nieudaczników”.

SLD szczególnie upodobało sobie dwie sprawy: po pierwsze, przechwytuje od „akolitów” co lepsze kąski ideowo-propagandowe, potem je zaklepuje dla siebie, memła, na koniec serwuje niejadalną dla proletariatu papkę, co krzywdzi nie tylko PPS, a po drugie – od czasów Millera (nie mówię już o „powojniu”) tłamsi wszelką debatę ideową i dusi wszystkich debatujących, na wiele sposobów. W ten sposób kolonizuje sobie cały obszar lewicowości, choć nie ma nic ludziom do powiedzenia poza banałami, nic do pokazania poza pragmatyzmem trącającym o cyniczne „graczostwo”.

A PPS z uporem leminga wciąż tkwi w tej konstelacji akolitów, choć ma ideowo naprawdę dużo do powiedzenia. Bez skutku wciąż twierdzę od zawsze: przy SLD – PPS będzie tylko karleć. Ja powiadam: jeśli ugrać NIC – to pod własnym imieniem, nie dawać się oskubywać z podmiotowości i okradać z tradycji, której i tak nikt nie traktuje jako TEMAT.

Przybywa w PPS – nieoczekiwanie – duża liczba nowych członków. Może to jest sposób na przejęcie tego, czego strzegą socjaliści: dobrego imienia lewicy i priorytetów?

Kampania prezydencka jest dla rządzących ostatnim akcentem cyklu zawłaszczania Państwa Stricte na czas nieokreślony, nawet poza czasy, kiedy będzie istniał PiS w obecnej formie. Państwo Stricte – to sztaby kierownicze (Decydentura) takich naw jak infrastruktura krytyczna, armia, służby, policja, organy kontroli urzędowej i sądowej, dyplomacja, skarbówka, administracja lokalna, budżety (centralny i „poziome”). Głowa Państwa nie ma tu największej wagi (czasem nawet Prezydentowi „nie mówi się” wszystkiego), ale jest świetną dekoracją, nosicielem tego, co ukryte za żyrandolami.

PPS nie ma prawa wspierać w tej kampanii planów SLD, tym bardziej Wiosny i Razem, a także „mniejszych sił” przyssanych do lewicowości, ale różnobarwnych ideowo. Ma obowiązek jeszcze raz postawić sprawę jasno: SOCJALIZM, a nie skupianie się na „tle”. Od samego tła, takiego jak gender, ekologia, feminizm, pacyfizm, prawa prokreacyjne, nowy typ rodziny, socjal-opiekuńczość, syndykalizm (trade-unionizm) – nie przybędzie nijak lewicowości, choć są to rzeczy oczywiste i niezbywalne, mimo –skąd to znamy – zakusów na przejęcie i pomemłanie sobie.

A gdzie się podziały takie sprawy jak ubezpieczenia wzajemne (w tym ochotnicze straże i fundusze solidarnościowe), uniwersytety robotnicze i ludowe, samokształcenie, kooperatywy spożywcze, spójnie mieszkaniowe, składkowe inwestycje i przedsięwzięcia (studnie, maszyny, obiekty wspólnego użytkowania), żłobki i szkoły proletariackie, harcerstwo, wydawnictwa-drukarnie, kasy chorych, milicja obywatelska (nie mylić z MO)…? Czy to wszystko musi koniecznie trzymać Państwo, w kagańcu certyfikatów i licencji oraz w reżimie biurokratycznym, przeciw maluczkim, w służbie możnych tego świata?

Czy przywódcy lewicy muszą koniecznie mościć sobie synekury pośród możnych…? Nikt nie widzi, że stają się przez to „możno-podobnymi” zdrajcami Sprawy…? Mało to widzieliśmy podobnych zdrad?

W taki to właśnie infantylny sposób tracimy szanse na rzeczywisty postęp społeczny – zwłaszcza że społeczeństwo przeobrażane jest w „ciemny lud” nad wyraz bezczelnie – a egzaltujemy się tanim, powierzchownym humanizmem „godnym” owsiakowizny oraz najnowszym fenomenem ultra-urbalności, oferowanym na swoją własną zgubę przez ruchy miejskie.

Człowiek ma niezbywalne prawa biopolityczne, czyli do reprodukowania własnej podmiotowości, szczególnie kolektywnej. Inaczej pozostanie w stanie obecnym – czyli biernej i durnej karmy „postępowców” korporacyjnych. Kura Lema – od kija ucieka, ku ziarnu bieży na wyprzódki. Tak ma wyglądać przyszłość „oddolnych”? Co na to lewica, która wyrosła na stanowczym obstawaniu „maluczkich” przy własnej formule gospodarowania (spółdzielczość) i równie własnej formule politycznej, jaką jest samorządność dominująca nad tym co rządowe, wykonawcze.

Uzurpacja władzy przez organy wykonawcze kosztem „elektoratu” – to jedna z cięższych zbrodni przeciw Konstytucji. A lewica…? NIC, literalnie nic!

Przypomnieć, co oznaczają słowa MINISTER (sługa publiczny) albo CITOYENNETÉ (obywatelstwo), RADA (skupština, совет, soviet), KOMITET (committee) czy LUDOWŁADZTWO (δημοκρατία-demokratia)…? Mają one od wieków konkretną treść socjalistyczną. Czy SLD-RAZEM-WIOSNA głosi, wymawia szczerze jakoś-gdzieś-kiedyś te słowa? Czy je choćby rozumie…?

Kampania prezydencka ma – w moim przekonaniu – przywrócić te słowa do prawdziwej debaty, i PPS ma tu wiele do zrobienia, na pewno w ideowym sojuszu z ruchem ludowym, ruchami „obrony demokracji” i ruchami miejskimi i organizacjami pozarządowymi, ale na pewno nie ze swoimi konsekwentnymi „wygaszaczami”.

Ktokolwiek będzie na lewicy kandydował – niech ten tekst sobie przeczyta uważnie, bo nie zazna spokoju, jeśli będzie czarował konkurując z Dudą, Hołownią i paroma cudakami z prawicy i z „konserwacji”, jeśli będzie chciał dyrdymalić, przebijać tamtych egzaltowaną gadką-szmatką o umacnianiu, pogłębianiu, poszerzaniu, gruntowaniu, rozwijaniu, powiewaniu, pomachiwaniu, itd., itp.