Zyg-zyg, marchewka!

2013-06-22 12:35

 

Tu was mam, szanowne szlachciury polityczne, z dziadów – pany! A ileż to ja się nawypisywałem, jak do ludzi rozumnych, że waszą – psia mać – rolą jest służyć, a nie samoobsługiwać się! Że jest waszym – jakby to tu rzec – obowiązkiem doglądanie, by dobrze działo się wszystkim, a nie tylko swojakom! Że kryzys to wy tu produkujecie sami, w patriotycznym trudzie, więc nie ma co zganiać na europeistów! Że koleje, drogi, parki, banki, rzeki, lasy, ministerstwa, służby, telefony, muzea i cokolwiek w tym cudownym Kraju nagromadzono przez pokolenia – ma służyć narodowi, a nie coraz węższej grupie wydrwigroszy i coraz większej grupie ich przydupasów! Oraz, że o dobro wam powierzone trzeba dbać, a nie rozszarpywać, nawet jeśli to powiernictwo zostało przez was wydarte podstępem i szalbierstwem! Że obywatelstwo, jeśli jest uciskane i ciemiężone – wybuchnie w dwójnasób i bez opamiętania, bo kto raz się poczuł obywatelem, w Poznaniu, Gdańsku czy Radomiu, ten potem może dawać się ogrywać, ale już na zawsze fermentuje w nim samorządność i limitowane zaufanie do takich jak wy. Tfu!

Zmasowana kampania duserów, jakie od was otrzymuję ostatnio, że niby – w obywatelskiej masie – jestem taki mądry, rozsądny i nieomylny – omal by mnie nie uwiodła, gdybym był niby ta turkaweczka nieletnia. Ale ja już jestem – przez wasze bezeceństwa – pobrużdżony doświadczeniem, bezzębny od waszych ciosów nie tylko w podbrzusze, cierpki i zgorzkniały od waszych spleśniałych przypraw, umilających mi codzienność, struty waszymi przechodzonymi obietnicami i zapewnieniami.

Jeszcze najmocniejsi z was próbują udawać, że nic się nie stało, Polacy, niepotrzebne są referenda, strajki, manifestacje, a problemy, jakie narastają, to betka, zresztą sami mamy w nich udział, bośmy nie dość się przykładali. Jeszcze próbujecie udawać, że nas Europa szanuje niemal ścieląc się do stóp, a do tego dajecie znać, że jakby co, to napuścicie na nas mundurówki, te zbrojne i te skarbowe, i te porządkowe. Jeszcze próbujecie szydzić. Ale już harce wasze są jawnym objawem szczurzej paniki. Im bardziej egzaltujecie się ideami, zwłaszcza tymi, na które dajemy się łapać – tym bardziej czuję smród waszego strachu. Przed tym, że nie załapiecie się w następnym rozdaniu, i przed tym, że coraz więcej na wierzch wychodzi tego plugastwa, które wypełnia wasze nory, zakamarki, kieszenie, zapazuchy.

Jeszcze niektórym z nas się wydaje, że to wszystko, co nas boli i uwiera, to są rzeczy niezależne od nas i od Was, że to się dzieje samo, a minie jak ręką odjął, kiedy koniunktura wróci. Nadal słyszę i odczuwam, że wielu tych, których cenię, stawia na was, nie chcąc widzieć, kim jesteście. Że lepszych rządów jak wasze nie da się wygenerować. Wyjaśnię: waszych, czyli tych, którzy w niemal niezmienionym kolektywie rozszarpujecie sukno substancji naszej, a kolory wasze i upierzenia nie robią już na mnie wrażenia, bo za jedno was mam. Może gdzieś tam, w chwilach słabości, wierzyliście w bzdury, którymi nas karmicie.

Jeszcze liczycie, że wam ktoś pomoże po sąsiedzku, rzuci ochłap, wyciągnie rękę, przytuli. Liczcie, liczcie…

Późno już. Nic nie odwrócicie. Wybaczone wam będzie, jeśli dziś sami uczynicie to, co i tak jutro zostanie z wami uczynione.

Choć raz dorośnijcie, choć na chwilę. Smarkateria!